Koleżanki nazywają mnie maciorą. Ale dziecko zawsze będzie ważniejsze niż mój mąż
To wyznanie wywoła lawinę komentarzy, bo dotyka czegoś, o czym wiele matek stara się nie myśleć. Jak jednocześnie zagrać rolę partnerki i rolę mamy? Ewelina opowiedziała nam swoją historię.

Mąż chciał jechać, dziecko było chore
„Ja wybieram dziecko, choć koleżanki nazywają mnie maciorą” – tak zaczyna swój list Ewelina, mama dwójki. Dodaje, że w pracy i na babskich spotkaniach słyszy od znajomych: „niech babcia się zajmie”, „nie można wiecznie siedzieć z dziećmi”, „facet też jest ważny”. „One mówią to niby żartem, ale ja czuję się oceniania, i to negatywnie” – pisze.
Opowiada, że konflikt w ich domu zaczął się kilka tygodni temu. Razem z mężem mieli zaplanowany wyjazd – bilety kupione rok wcześniej, walizki spakowane. To dziadkowie mieli zająć się ich trzyletnią córeczką i dziewięcioletnim synem.
„W piątek córka dostała gorączki. Mąż uznał, że spokojnie może zostać u moich rodziców, bo przecież szkoda rezerwacji. Dla mnie to nie wchodziło w grę. Nie zostawię chorego dziecka dla pieniędzy” – pisze Ewelina.
„Znowu stawiasz dziecko przede mną”
Mąż się obraził. „Stwierdził, że znów stawiam dziecko przed nim. Że przecież dziadkowie dadzą radę” – relacjonuje kobieta. „Nie mógł mnie zrozumieć. A przecież trzeba pilnować leków i gorączki. To nie kwestia fanaberii, tylko odpowiedzialności”.
Przez kilka dni w domu panowała cisza. Ewelina tłumaczyła partnerowi, że jeszcze zdążą pojechać razem wiele razy, ale córka musi być zdrowa. „Zdrowie i poczucie bezpieczeństwa dziecka nie mogą czekać” – dodaje.
Ewelina: zdrowie ma się tylko jedno
Ewelina przyznaje, że od lat żyją w rytmie dzieci. „Z jednej strony rozumiem tęsknotę za nami i za mną. Ale z drugiej strony on nie rozumie, że dziecko ma tylko jedno zdrowie i że dla mnie to ono jest priorytetem” – mówi.
Syn również ma problemy zdrowotne, które wymagają większej uwagi. A rodzice w ciągu tygodnia lawirują między żłobkiem, przedszkolem, logopedą i zajęciami SI. „Nie mogę w takiej sytuacji powiedzieć: ‘sorry, jedziemy się zrelaksować’. To trzeba planować w naszym wypadku” – tłumaczy.
Jak opisuje, dziadkowie są obecni w życiu dzieci, ale mają swoje lata. „Nie chcę ich obciążać opieką, kiedy syn czy córka ma gorączkę. Oni też się stresują, dzwonią do mnie co godzinę. To nie jest dla nikogo dobre” – pisze.
Choć konflikt się wyciszył, Ewelina czuje, że między nią a mężem narasta dystans. „On mówi, że przesadzam, że oddalamy się od siebie. A ja po prostu nie umiem inaczej. Jeszcze zdążymy pojechać razem, kiedy dzieci będą starsze, samodzielne. Teraz muszę dbać o nich, my jesteśmy na drugim miejscu” – kończy swój list.
Kilka słów od redaktorki
Kiedy koleżanki przychodzą do mnie z podobnym problemem, zawsze powtarzam jedno: nie ma jednej recepty. Każda rodzina, każda sytuacja jest inna. Najważniejsze, by decyzje były podejmowane z myślą o dobru dziecka, ale też z szacunkiem do partnera i do siebie samej. Jeśli macie podobne dylematy, piszcie do nas na redakcja@mamotoja.pl. Czekamy na Wasze historie.
Zobacz też: „Nie dam matce szklanki wody na starość”. Czy dzieci mają obowiązek zajmować się rodzicami?