Kto ma wstawać w nocy do dziecka? Mąż pracuje, ja na macierzyńskim. Nie mam prawa się wyspać?
Każda noc to dla mnie walka o przetrwanie. On śpi spokojnie, ja patrzę w ciemność z dzieckiem na rękach i pytam siebie: dlaczego jestem w tym zupełnie sama?

Nocne pobudki – mój koszmar, jego sen
Kiedy urodziło się nasze dziecko, myślałam, że będziemy drużyną. Że to będzie nasz wspólny czas, nawet jeśli trudny i nieprzespany. Rzeczywistość jest inna. Mój mąż położy się wieczorem i śpi do rana. Mówi, że musi odpocząć, bo rano idzie do pracy i nie może wyjść do klientów z czerwonymi oczami. A ja? Ja też jestem człowiekiem, też mam ciało i umysł, które potrzebują snu. Zamiast odpoczynku mam nocny maraton: płacz, karmienie, przewijanie.
Czasem mam wrażenie, że dla niego moja codzienność na macierzyńskim to nic takiego. „Ty przecież jesteś w domu” – powtarza. A ja w tym „byciu w domu” nie mam ani chwili dla siebie. W dzień opieka nad dzieckiem, w nocy to samo. Kiedy ostatni raz spałam ciągiem choćby cztery godziny? Nie pamiętam.
Macierzyństwo wcale nie jest urlopem
Najbardziej boli mnie to słowo: „urlop”. On naprawdę tak myśli, że ja odpoczywam. Tymczasem ja pracuję całą dobę, tylko bez prawa do przerwy i pensji. Mam na rękach małego człowieka, który bez mojej opieki nie przetrwa. W dzień jestem kierowcą, kucharką, pielęgniarką, animatorką i sprzątaczką. W nocy – strażniczką spokoju, która na każde kwilenie musi zerwać się na równe nogi.
Kiedy próbuję mu powiedzieć, że nie daję rady, odpowiada: „Wytrzymaj jeszcze trochę, dziecko podrośnie”. Tylko że ja nie wiem, czy wytrzymam. Mam mroczki przed oczami, trzęsą mi się ręce. Czuję, że moje ciało krzyczy o sen, a ja nie mogę go sobie dać, bo on śpi, a dziecko płacze.
Potrzebuję partnerstwa, nie litości
Nie proszę, żeby mój mąż nagle brał połowę nocnych pobudek. Wiem, że praca jest dla niego ważna i że rano musi być przytomny. Ale potrzebuję choćby jednej nocy w tygodniu, kiedy to on wstanie, a ja prześpię się ciągiem. Potrzebuję poczucia, że jesteśmy razem w tym trudnym czasie. Że on nie tylko „pomaga”, ale bierze odpowiedzialność za nasze dziecko.
Najgorsze są te słowa: „Ja pracuję, ty masz macierzyński”. One zabijają we mnie resztki sił. Bo ja też pracuję – tylko że moja praca jest niewidzialna. Może dla niego mniej warta, ale dla dziecka – najważniejsza.
Czuję się oszukana i samotna. Chciałam podzielić się tym z wami, bo może inne mamy też przeżywają podobne noce. Może razem łatwiej będzie nam głośno powiedzieć: my też mamy prawo się wyspać.
Joanna
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: Te osoby były zaniedbane emocjonalnie w dzieciństwie. Łatwo to rozpoznać po 7 znakach