Reklama

Moja córka ma 7 lat. Jest mądra, dzielna, stara się być „duża”, ale wciąż jest dzieckiem. Kiedy wchodzimy do szkoły tak wcześnie, czasem świeci się tylko jedna lampka przy wejściu. Cisza, echo kroków, żadnej znajomej twarzy. Zostawiam ją w szatni, mówię: „Usiądź tu, zaraz ktoś przyjdzie”. Wiem, że ona udaje spokój, jednak widzę, jak ściska plecak i jak nerwowo rozgląda się po korytarzu.

Pusta szkoła o 7 rano to nie miejsce dla siedmiolatki

Serce mi pęka, bo mam wrażenie, że robię coś wbrew sobie. Że wybieram między bezpieczeństwem dziecka a obowiązkiem zawodowym. Nikt nie powinien stawiać rodzica w takiej sytuacji.

Szkoła to miejsce, które ma dawać poczucie opieki. O 7 rano tego nie daje. Daje strach. I mnie, i jej.

Dyżury nauczycieli od wcześniejszej godziny to zwykła troska

Nie mam pretensji do konkretnych osób. Wiem, że nauczyciele też mają swoje godziny pracy, dojazdy, rodzinę. Ale system powinien uwzględniać realne życie rodziców. Wiele osób zaczyna pracę o 7.00 albo 7.30. W wielu domach nie ma babci na miejscu, nie ma możliwości przesunięcia grafiku, nie ma auta pod ręką.

Wystarczyłoby, żeby w szkole był dyżur od 6.45 czy od 7.00. Jedna osoba, która jest, widzi dzieci, powie „dzień dobry”, zaprowadzi do świetlicy, przypilnuje, żeby było ciepło i bezpiecznie. To nie rewolucja, tylko elementarna opieka. Zwykłe: „Jesteś tu mile widziana, ja tu jestem”. Dziecko wtedy oddycha spokojniej, rodzic też.

szkolny korytarz
Puste szkolne korytarze to nie miejsce dla 7-latki - uważa mama, fot. AdobeStock/Довидович Михаил

Rodzice nie powinni wybierać między pracą a spokojem dziecka

Najgorsze w tym wszystkim jest poczucie winy. Kiedy już jadę do pracy, w głowie słyszę pytanie córki: „Mamo, a jak nikogo nie będzie długo?”. Tłumaczę, że zaraz przyjdą dzieci, że panie też przyjdą, że wszystko jest w porządku. Tylko ja sama w to nie wierzę do końca. Bo co, jeśli coś się stanie? Jeśli przewróci się na schodach, jeśli ktoś obcy wejdzie do szkoły, jeśli po prostu się przestraszy i zacznie płakać? Ona jest jeszcze za mała na takie „radź sobie”.

W szatni czasem spotykam innych rodziców, którzy też zostawiają dzieci w ciszy i biegną do pracy. Wszyscy robimy to z zaciśniętymi zębami. Może czas głośno to powiedzieć: rano ktoś powinien dyżurować, bo dzieci nie są dorosłe. A rodzice nie są z gumy. Chcemy pracować, utrzymać dom, być odpowiedzialni. Chcemy też mieć pewność, że nasze dzieci są w bezpiecznym miejscu od chwili, gdy przekraczają próg szkoły.

Agnieszka


Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Zobacz także: „Rok temu siedziałam z Jasiem do 16”. Rodzice już nie zaprowadzą dzieci do przedszkola w Wigilię

Reklama
Reklama
Reklama