Reklama

Dlaczego cieszę się z długich lekcji

Jeszcze rok temu mój syn kończył lekcje o 13. Wracał do domu, rzucał tornister w kąt i biegł do kolegów. Tam godzinami grali na komputerze, a o odrabianiu zadań czy rozwijaniu zainteresowań nie było mowy. Często też zdarzało mu się przesiadywać na ławce przed Żabką na osiedlu – wpatrzony w telefon, z puszką napoju i paczką chipsów.

Reklama

Bardzo nas to z mężem irytowało. Miałam wrażenie, że dzieci w tym wieku po prostu się nudzą, a nuda wciąga je w byle jakie zajęcia. Teraz znów widuję te dzieciaki pod sklepem już od godziny 12 − siedzą i się nudzą, wcinając lody i przeglądając telefony.

Dlatego kiedy w tym roku zobaczyłam plan lekcji, odetchnęłam z ulgą. Syn kończy codziennie około 16, ma przerwy, zajęcia rozwijające i dodatkowe aktywności. Wiem, że spędzi dzień w bezpiecznym miejscu – pod opieką nauczycieli, z rówieśnikami, robiąc coś pożytecznego. Dla mnie to ogromny komfort.

Szkoła to nie tylko nauka

Nie chodzi wyłącznie o to, że syn będzie miał więcej matematyki czy języka polskiego. Szkoła daje mu coś więcej – dyscyplinę dnia. Wstaje rano, wychodzi z domu, spotyka rówieśników, uczy się funkcjonować w grupie. Zajęcia kończą się później, więc nie ma przestrzeni na bezsensowne włóczenie się po osiedlu.

Uważam też, że młodzież powinna mieć jasno wyznaczone granice. Jeśli dziecko kończy naukę przed południem, zostaje mu pół dnia na byle jakie pomysły. A przecież 13-latkowie nie zawsze potrafią samodzielnie zorganizować sobie czas. Dlatego szkoła pełni ważną rolę – daje im strukturę i odpowiedzialność. Poza tym, im więcej czasu spędzają na zajęciach czy treningach, tym mniej mają okazji do niezdrowych nawyków.

Czas po lekcjach też ma znaczenie

Nie oznacza to, że chcę, żeby syn siedział w szkole od rana do nocy. Po lekcjach będzie miał też dodatkowe zajęcia – sport, języki. Chodzi o to, żeby jego dzień był wypełniony wartościowymi aktywnościami, które rozwijają i dają satysfakcję. Wiem, że potem łatwiej mu usiąść do książek czy odrobić zadanie, bo ma rytm dnia i mniej czasu na marnowanie godzin.

Dla mnie to także spokój – wracam z pracy i wiem, że moje dziecko było zajęte czymś, co ma sens. Widzę różnicę między dziećmi, które mają zorganizowany czas, a tymi, które godzinami stoją pod sklepem. Dlatego uważam, że plan lekcji do 16 to nie kara, tylko inwestycja w przyszłość naszych dzieci.

Chętnie przeczytam opinie innych rodziców. Może ktoś się ze mną nie zgadza, może ktoś ma podobne doświadczenia. Ja wolę, żeby mój syn spędzał czas w szkole niż pod Żabką.

Maria


Chcesz skomentować albo opisać własną historię? Napisz do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl. Czekamy na Twoją opinię.

Reklama

Zobacz także: Z rozpoczęcia roku wróciłam zażenowana. Rodzice są leniami i w ogóle nie myślą o dzieciach

Reklama
Reklama
Reklama