Lody z lodówki w zamrażalniku – byłam potworną mamą. I co z tego?
Ktoś zapomniał i włożył je do lodówki. Zamiast biec po nowe, włożyłam je do zamrażalnika. Dzieci były wściekłe, ja miałam dość. I tak zaczęła się moja wolność.

- redakcja mamotoja.pl
Mam dwoje dzieci, upał za oknem i zero energii. W lodówce stały zwykłe lody na patyku – miękkie, bo ktoś je tam odłożył zamiast do zamrażalnika. Zamiast biec do sklepu po nowe, zrobiłam to, co wydawało się najmniej wymagające: wrzuciłam je z powrotem do zamrażarki.
Miałam nadzieję, że jak zamarzną, dzieci zapomną, że to nie „te z lodziarni”. Nie zapomniały. Rozpętało się piekło. A ja poczułam się jak najgorsza matka na świecie. Tylko że… dziś już wiem, że to był początek mojego wyzwolenia.
Kiedyś myślałam, że muszę być idealna
Bycie dobrą mamą wydawało mi się obowiązkiem – takim samym jak robienie kanapek do szkoły czy płacenie rachunków. Wszystko musiało być zadbane: dom, dzieci, ja. Uśmiechy na zdjęciach, atrakcje zaplanowane z tygodniowym wyprzedzeniem, obiady „pełne warzyw i wartości”. A w środku – zmęczenie, frustracja, czasem samotność.
Gdy nie miałam siły iść do sklepu, a dzieci krzyczały „lody!”, próbowałam ratować sytuację. Ale te lody, po reanimacji w zamrażarce, były niedobre. Dzieci się rozpłakały. A ja? Zamiast ukrywać zmęczenie, pierwszy raz je pokazałam.
Zaczęłam odpuszczać. I zaczęłam oddychać
Usiadłam z nimi na podłodze. Powiedziałam: „Tak, to nie są super lody. Mama dziś naprawdę nie miała siły. Ale jutro kupimy te najlepsze”. I ku mojemu zdziwieniu – niebo się nie zawaliło. Nikt nie umarł z powodu nieidealnych lodów. Zamiast dramatyzować – zaczęliśmy się śmiać. Byłam szczera. A one to przyjęły. Nie jako porażkę. Jako prawdę. I właśnie wtedy poczułam ulgę.
Czasem trzeba upaść, żeby złapać równowagę
Nie trzeba być potworną mamą, ale warto przestać być tą idealną. Bo w tym wyścigu o wszystko – dzieciństwo idealne, dom idealny, emocje idealne – najczęściej przegrywamy my. Dziś wiem, że moje dzieci nie potrzebują perfekcyjnych lodów. Potrzebują mnie – zmęczonej, ale obecnej. Prawdziwej. I że „nie dałam rady” nie musi oznaczać porażki. Może być początkiem życia na własnych zasadach.
Bo czasem lody są z lodówki. I to też jest okej.