Matematyczka: „Dzieci w 4 klasie nie znają tabliczki mnożenia. Rodzice obwiniają mnie”
Matematyka zawsze była dla dzieci wyzwaniem, ale dziś wielu nauczycieli mówi o prawdziwej katastrofie. W czwartej klasie uczniowie nie znają tabliczki mnożenia, a winą za ich braki obarczana jest szkoła i nauczyciele. Jedna z matematyczek postanowiła napisać do nas list – bo, jak przyznaje, najbardziej boli ją to, że rodzice nie chcą przyznać się do własnych zaniedbań.

Uczę matematyki od siedemnastu lat. Przygotowuję uczniów do egzaminów, prowadzę korepetycje, opiekuje się szkolnym kółkiem matematycznym. Lubię swoją pracę, choć bywa trudna. Ale już od jakiegoś czasu odczuwam coś, czego nie czułam nigdy wcześniej – smutek pomieszany z rezygnacją. Bo naprawdę zaczynam wierzyć, że my, nauczyciele, stajemy się chłopcami do bicia.
Czwartoklasiści i mnożenie, którego nie ma
Kiedyś tego nie robiłam, ale od jakiegoś czasu na początku roku pytam uczniów: „Kto zna tabliczkę mnożenia?”. Jeszcze 10-15 lat temu w górze byłby las rąk. Dziś? Spora część klasy spuszcza wzrok. A mówimy o czwartej klasie, o dzieciach, które powinny to mieć w małym palcu. Próbuję więc na lekcji – 7 razy 8. Cisza. 6 razy 9. Nerwowe liczenie na palcach. I tak w kółko.
Nie mam pretensji do dzieci – one próbują, ale skoro nikt z nimi w domu tego nie ćwiczył, to jak mają to umieć? Tabliczka mnożenia wymaga powtarzania, systematyczności, a nie tylko jednej lekcji w szkole. To jak z jazdą na rowerze – można tłumaczyć teorię, ale jeśli dziecko nie wsiądzie i nie pojeździ, nie nauczy się równowagi.
Najłatwiej zrzucić winę na nauczyciela
I tu pojawia się problem – bo zamiast przyznać, że zabrakło pracy w domu, rodzice obwiniają mnie. „To pani zadanie, żeby dziecko znało tabliczkę mnożenia”. „W szkole się uczy, a nie w domu”. „Proszę zrobić dodatkowe zajęcia, bo córka sobie nie radzi”. Tabliczka mnożenia jest oczywiście tylko przykładem, symbolem.
Czy naprawdę rodzice wierzą, że 4 godziny matematyki tygodniowo wystarczą, by dziecko utrwaliło materiał? To tak, jakby oczekiwać, że dziecko nauczy się grać na pianinie, przychodząc na lekcję raz w tygodniu i ani razu nie ćwicząc w domu.
Dzieci czują, że rodzice stoją przeciwko szkole
Najbardziej boli mnie to, że takie zachowanie dorosłych odbija się na dzieciach. Słyszę: „Mama powiedziała, że to pani wina, że nie znam tabliczki”. I jak ja mam wtedy przekonać ucznia, że warto się starać, skoro sam w domu dostaje sygnał, że nie musi nic robić?
Rodzice czasem mówią: „Szkoła to wasze zadanie”. Ale prawda jest taka, że szkoła i dom powinny działać razem. My możemy uczyć, pokazywać metody, motywować. Ale jeśli nie ma powtarzania i wsparcia w domu, nawet najlepszy nauczyciel nie zdziała cudów.
Piszę ten list, bo chciałabym, żeby choć część rodziców zrozumiała, że nauka to wspólny wysiłek. Bez tego będziemy wychowywać pokolenie dzieci, które nie znają tabliczki mnożenia, ale doskonale potrafią wskazać, kto jest winny ich niepowodzeń.
Zobacz także: Usłyszałam na plaży rozmowę dwóch nauczycielek. Wytknęły rodzicom jeden karygodny błąd