Matka drugoklasistki: dzieci mówią tylko o jednym, a mnie trafia. Szkoła ma gdzieś nasze rodzinne plany
Słyszałam, że mają karać za wyjazdy z dzieckiem w trakcie roku szkolnego. Ale jak człowiek chce normalnie jechać gdzieś z dziećmi w czasie wolnym, to się okazuje, że nie może.

Zielona szkoła zamiast rodzinnego wyjazdu
Jestem mamą dziewczynki z drugiej klasy. Kiedy we wrześniu wychowawczyni ogłosiła, że w czerwcu dzieci pojadą na zieloną szkołę, nikt nie spodziewał się, że wybiorą akurat termin tuż przed Bożym Ciałem i długim weekendem. To jedyny moment w roku, kiedy cała nasza rodzina może wyrwać się razem na kilka dni – bez kombinowania z urlopami, bez nadrabiania zaległości w pracy i szkole. Od lat planujemy wtedy wyjazdy nad morze albo w góry, to nasza mała tradycja. Wakacje odpadają ze względu na pracę męża.
I nagle słyszę, że właśnie wtedy szkoła zabiera dzieci na wyjazd klasowy. Nie pytano nas o zdanie, nie konsultowano terminu. Po prostu postawiono nas przed faktem dokonanym. Usłyszałam tylko, że „to jeden z ostatnich wolnych terminów” i że „powinniśmy się cieszyć, że w ogóle udało się coś załatwić”. Szczerze? Wcale mnie to nie cieszy. Czuję się, jakby ktoś wkroczył z butami w nasze rodzinne plany.
Dzieci ekscytują się wyjazdem, a rodzice zostali z dylematem
Od września temat zielonej szkoły nie schodzi z ust mojej córki i jej kolegów. Rozumiem to – dla nich to wielka przygoda. Ale akurat dla nas to powód do nerwów i niewygodnych decyzji.
Jeśli zgodzimy się na wyjazd, będziemy musieli zrezygnować z naszego corocznego rodzinnego wypadu. Jeśli nie – nasze dziecko zostanie w domu jako jedno z nielicznych albo jedyne. W praktyce to nie jest wybór, tylko przymus. Kto chciałby, żeby jego dziecko siedziało samotnie, kiedy reszta świetnie się bawi?
Co gorsza, szkoła nie zostawiła nam żadnej przestrzeni na rozmowę. Termin został narzucony, a my mamy po prostu „się dostosować”. Mam wrażenie, że nasze życie rodzinne kompletnie się nie liczy.
Czy naprawdę szkoła nie mogła pomyśleć wcześniej?
Może gdyby termin zielonej szkoły był podany z odpowiednim wyprzedzeniem i skonsultowany z rodzicami, można by wspólnie znaleźć rozwiązanie, które nie kolidowałoby z długim weekendem i naszymi planami. Przecież nie wszystkie rodziny mają elastyczne grafiki i możliwość dowolnego przesuwania urlopów.
Rozumiem, że organizacja wyjazdu nie jest prosta. Ale czy naprawdę jedyną opcją musiał być właśnie ten termin? Dla nas to ważny czas — jedyny w roku, kiedy możemy być razem bez pośpiechu i zobowiązań. Szkoda, że szkoła ma to gdzieś.
Sylwia
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: Córce było przykro, gdy zajrzała do śniadaniówki. Ten trend dzieli dzieci na lepsze i gorsze