Reklama

To był zwykły dzień w centrum handlowym. Z synkiem po zakupach poszliśmy do toalety, bo musiał pilnie skorzystać. Ma dopiero pięć lat, więc oczywiste jest dla mnie, że nie mogę go samego posłać do męskiej toalety. Kto wie, kogo tam spotka, co zobaczy, albo co mogłoby się wydarzyć. Weszliśmy więc razem do damskiej, jak zawsze.

Nie chciałam nikogo urazić, tylko skorzystać z toalety

Nagle usłyszałam za sobą podniesiony głos. Starsza kobieta, elegancko ubrana, spojrzała na mnie z oburzeniem i warknęła: „Gdzie się pchasz z takim dużym dzieckiem? To toaleta dla kobiet!”

Zaniemówiłam. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Stałam w miejscu, z synkiem trzymającym mnie za rękę. Dosłownie czułam łzy w oczach.

Nie wyobrażam sobie wysłać syna samego do męskiej toalety

Kiedy wyszliśmy, czułam się jak intruz. Przez chwilę nawet pomyślałam, że może rzeczywiście przesadziłam. Ale potem dotarło do mnie, że to absurd. Czy naprawdę ktoś uważa, że pięciolatek to już „mężczyzna”? Że powinien sam wchodzić do męskiej toalety, pełnej obcych ludzi?

Przecież w tym wieku dzieci nie zawsze wiedzą, jak się zachować, potrzebują pomocy, mycia rąk, zapięcia spodni. Nie mam w sobie tyle odwagi, żeby pozwolić mu iść tam samemu. A ja przecież nie mogę wejść do męskiej toalety. Zostaje więc tylko jedna opcja − zabrać go ze sobą.

Nie sądzę, żeby którakolwiek matka chciała naruszać czyjąś prywatność. My po prostu próbujemy załatwić potrzebę fizjologiczną dziecka w najbezpieczniejszy i najbardziej naturalny sposób. To nie jest kwestia braku wychowania, tylko zdrowego rozsądku i troski.

mama i synek
Mama uważa, że kilkulatek ma prawo towarzyszyć jej w damskiej toalecie, fot. AdobeStock/InsideCreativeHouse

Wstyd, którego nie powinnam czuć

Najgorsze jest to, że przez tę sytuację długo czułam wstyd. Jakbym zrobiła coś niestosownego. Zamiast stanąć w swojej obronie, spuściłam głowę i wyszłam, żeby uniknąć dalszej awantury. Dziś wiem, że nie powinnam się wstydzić.

Nie chciałam nikogo urazić. Chciałam tylko, żeby mój synek czuł się bezpiecznie. My, matki, często jesteśmy oceniane przez pryzmat cudzych wyobrażeń − że dziecko jest „za duże”, „za głośne”, „za blisko”. Ale to my bierzemy odpowiedzialność za ich bezpieczeństwo i emocje.

Mama Bartusia


Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Zobacz też: Co za bezczelność matek w autobusie: sadzają rozpieszczone bąbelki, zamiast ustąpić staruszce

Reklama
Reklama
Reklama