Mąż puszczał oczka do sąsiadki z piętra. Wystarczył jeden telefon i więcej na nią nie spojrzał
„Wiedziałam, że coś jest nie tak. Niby tylko plac zabaw, niby rozmowy o dzieciach, a on miał w oczach ten błysk” – pisze do nas Natalia, mama dwóch chłopców, która przez kilka tygodni obserwowała, jak jej mąż zbyt chętnie wychodzi na podwórko w towarzystwie sąsiadek.

Historia z domu Natalii zaczyna się zupełnie niewinnie. I kończy jednym telefonem, który w mgnieniu oka przywrócił porządek w ich związku.
Kobieta przyznaje, że kiedy jej mąż, Paweł, zaczął regularnie zabierać synów na plac zabaw, była dumna. „Myślałam: w końcu mnie docenił i widzi mój wysiłek. Chciał się zaangażować. Co wieczór mówił: ‘Ja pójdę, ty odpocznij’” – wspomina.
Szybko jednak zauważyła, że te wyjścia mają stały schemat. Zawsze w te same godziny. Zawsze wtedy, gdy na ławkach siadały dwie młode mamy z sąsiednich klatek.
„Na początku się cieszyłam, że ma z kim pogadać. Ale kiedy wracał, to opowiadał mi o tym, co u Ani, a co u Marty. Znał szczegóły z ich życia, o których ja nie miałam pojęcia” – pisze w liście.
„Był jak najlepszy przyjaciel… ale nie dla mnie”
Paweł w jej oczach zaczął grać rolę „najlepszego przyjaciela”. Pomagał wnosić zakupy, trzymał dzieci sąsiadki, gdy ta sięgała do wózka, dzielił się przepisami na domowy rosół. „Zachowywał się jak kura domowa, taki super tata i kolega w jednym. Ale kiedy któregoś dnia zobaczyłam, jak puszcza oczko do tej z piętra… poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w żołądek” – pisze Natalia.
Tego dnia nie było awantury. Natalia tylko obserwowała, jak mąż żartuje, gestykuluje, pochyla się zbyt blisko. „Wiedziałam, że muszę zadziałać, zanim to się rozkręci”.
Wystarczył jeden telefon
Wieczorem Natalia chwyciła za telefon i wybrała numer teściowej. „Powiedziałam jej wprost, że coś mi nie pasuje. Teściowa od razu mnie zrozumiała i obiecała, że ‘pogada z Pawłem’”.
Rozmowa między matką a synem musiała być krótka, ale wyjątkowo skuteczna. Następnego dnia Paweł wrócił do dawnego trybu – wychodził z dziećmi, ale bez przystanków na długie rozmowy. „Był wyraźnie skrępowany, unikał nawet spojrzenia w stronę tej z piętra. W domu zaczął pomagać więcej. Nigdy nie zapytałam, co dokładnie powiedziała mu jego mama, ale wiem, że trafiła w punkt” – pisze Natalia.
Dziś, gdy mąż idzie na plac zabaw, Natalia idzie razem z nim. „Bo mama Pawła zawsze powtarza, że lepiej pilnować swojego gniazda, niż później gasić pożar”.
Czy w takich sytuacjach rozmawiacie wprost z partnerem, czy – jak Natalia – szukacie wsparcia u rodziny?
Zobacz też: Dla synowej jestem tylko darmową nianią. Nie wie, co naprawdę robimy, gdy nie patrzy