Mąż zarabia śmieszne pieniądze, a ja płaczę w poduszkę. Jak budować rodzinę za 5000 zł miesięcznie?
Moja córeczka ma zaledwie miesiąc, a ja już czuję się, jakbym tonęła. Patrzę na jej maleńką twarz i obiecuję w myślach, że zrobię wszystko, żeby niczego jej nie brakowało – ale wiem, że nasze 5000 zł miesięcznie to zbyt mało, by dotrzymać tej obietnicy.

Macierzyństwo w cieniu strachu
Zawsze wyobrażałam sobie, że kiedy zostanę mamą, będę spokojna, otoczona ciepłem rodziny i poczuciem bezpieczeństwa. Tymczasem każdy dzień po porodzie to nie tylko pieluchy, kolki i nieprzespane noce, ale też nerwowe liczenie każdej złotówki. Rachunki połykają nasz budżet w kilka dni. Potem zaczyna się żonglowanie: co opłacić najpierw, co może poczekać, z czego możemy zrezygnować.
Nie mam siły cieszyć się pierwszymi uśmiechami mojego dziecka, bo w głowie mam tylko pytania: „Co będzie, gdy zachoruje? Co, jeśli podrożeje prąd? Jak zapłacimy za opał zimą?”. Ten strach jest jak cień – zawsze ze mną, nawet wtedy, gdy na chwilę udaję, że wszystko jest dobrze.
On nie czuje presji, ja czuję się osamotniona
Mój mąż zarabia 3500 zł na rękę. Nie chce zmieniać pracy, bo „lubi swoją firmę” i „inni mają gorzej”. Może i tak, ale ja nie chcę porównywać się do najbiedniejszych – chcę, żebyśmy żyli normalnie. Kocham go, ale nie rozumiem jego bierności. Mam wrażenie, że tylko ja czuję, jak bardzo toniemy.
Czasem, kiedy próbuję zacząć rozmowę o pieniądzach, on wzrusza ramionami. Ja potem idę do sypialni, chowam twarz w poduszkę i płaczę, żeby nie widział. Nie chcę, żeby myślał, że żałuję, że mamy dziecko. Kocham naszą córeczkę nad życie. Ale boję się, że będziemy musieli jej odmawiać rzeczy, które dla innych dzieci są oczywiste – nowych butów, wycieczek szkolnych, basenu.
Marzę o spokoju, którego nie mamy
Chciałabym móc kupić pampersy bez sprawdzania stanu konta. Chciałabym zaplanować wakacje, choćby krótkie, a nie martwić się, czy starczy na jedzenie do końca miesiąca. Chciałabym myśleć o przyszłości córki bez tego ucisku w żołądku.
Zamiast tego codziennie czuję, że jestem w pułapce: za małe pieniądze, za dużo wydatków, brak planu na zmianę. Nie mogę pójść do pracy, bo opiekuję się maleństwem. On nie chce szukać czegoś lepszego. I tak stoimy w miejscu, patrząc, jak nasze życie przecieka nam przez palce.
Piszę ten list, bo może inne mamy, które to czytają, wiedzą, jak walczyć w takiej sytuacji. Jak rozmawiać z partnerem, który nie widzi problemu? Jak przetrwać ten czas, nie tracąc wiary, że kiedyś będzie lepiej? Bo ja wciąż wierzę, że mogę dać mojej córeczce bezpieczny dom – tylko dziś nie mam pojęcia, jak to zrobić.
Monika
Chcesz skomentować albo opisać własną historię? Napisz do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl. Czekamy na Twoją opinię.
Zobacz też: Syn wyznał, o co poprosiła go babcia. Ostatni raz zostawiłam dzieci z teściami