Reklama

Często słyszę od znajomych czy rodziny: „Ale masz dobrze, że twój mąż ci pomaga przy dzieciach”. Uwaga, uwaga: mój mąż nie pomaga. On nie robi mi łaski. On nie jest gościem w naszym wspólnym domu, nie jest nianią. On po prostu jest ojcem – obecnym, zaangażowanym i takim, na którego mogę liczyć w każdej chwili.

Reklama

Mamy dwoje dzieci – jedno chodzi do przedszkola, drugie już do szkoły. Ja i mój mąż pracujemy na pełen etat, więc nasze dni to wieczna logistyka: kto odwiezie, kto odbierze, kto przypilnuje zadania domowego, kto zrobi zakupy, kto przygotuje obiad. To nie jest tak, że ja pracuję zawodowo, a po pracy wracam do domu na drugi etat. My naprawdę działamy jak zespół.

Ojcostwo to nie praca dorywcza

Kiedy ktoś mówi, że mój mąż „pomaga”, czuję się tak, jakby odpowiedzialność za dzieci była tylko moja. Ale nasze dzieci mają i mamę, i tatę. Oboje jesteśmy odpowiedzialni za ich wychowanie, za troskę i codzienność. Zaangażowany, obecny tata nie jest „dodatkiem” do rodziny. Gotuje, sprząta, odrabia z córką lekcje, układa puzzle z synem. Nie dlatego, że chce mi ulżyć, tylko dlatego, że to również jego dzieci.

Wypracowaliśmy system, który nam obojgu służy. To ja zawożę dzieci do przedszkola i szkoły, mąż je odbiera. Gdy wracam z pracy z zakupami, dzieciaki się bawią, mąż przygotowuje kolację. Potem ja przejmuję stery. Ogarniam mieszkaniem, doglądam jedzenia, zmywam. O tym, kto czyta bajkę na dobranoc, decydują dzieci. To normalne, wspólne życie rodziców.

Wzór dla naszych dzieci

Czasem ktoś mówi do mnie: „Ale masz szczęście, bo wielu facetów tak nie robi”. Zalewa mnie wtedy fala smutku. Bardzo bym chciała, żeby kiedyś nasze dzieci widziały to samo w swoich związkach. Że ojcostwo to nie „pomoc”, ale pełne zaangażowanie. Że rodzina to drużyna, a nie jednostronny wysiłek.

Nasze dzieci widzą, że tata gotuje obiad, że tata odbiera ze szkoły, że tata przytula i usypia. Widzą, że mama i tata razem tworzą dom, w którym każdy ma swoje miejsce i swoją rolę.

Dla mnie ojcostwo mojego męża nie polega na tym, że czasem zmieni tę przysłowiową pieluchę czy pozmywa po kolacji. Ono polega na tym, że jesteśmy razem – we wszystkim, co nas spotyka. W zmęczeniu, w brudnych ubraniach, w porannym pośpiechu i w chwilach radości.

Reklama

Dlatego nie mogę zgodzić się na słowo „pomaga”. Bo mój mąż nie jest pomocnikiem. On jest ojcem. I razem ze mną wychowuje nasze dzieci – każdego dnia, od początku do końca.

Reklama
Reklama
Reklama