Moja córka to bałaganiara. Wszystkie zabawki wylądowały w śmietniku i od teraz chodzi jak w zegarku
Nie wierzyłam, że naprawdę to zrobię, ale w pewnym momencie nerwy puściły. W jednej chwili zdecydowałam, że to koniec ciągłych próśb i powtarzania w kółko tego samego.

Ile razy można prosić?
Każdy rodzic zna ten obrazek – podłoga zasypana klockami, lalkami i maskotkami, przez które trzeba przeskakiwać jak na torze przeszkód. Mówiłam, tłumaczyłam, próbowałam zamieniać sprzątanie w zabawę. Obiecywałam nagrody, a czasami straszyłam konsekwencjami. Nic nie działało. Moja córka tylko kiwała głową, a za chwilę wszystko wracało do poprzedniego stanu.
Z każdym dniem czułam narastającą frustrację. W końcu w domu nie chodziło już tylko o bałagan, ale o szacunek do tego, co się ma. Tłumaczyłam jej, że zabawki nie spadają z nieba i trzeba o nie dbać. Niestety – do niej to nie docierało.
Zdesperowana matka i radykalny krok
Ten dzień pamiętam jak dziś. Weszłam do jej pokoju i zastałam tam pobojowisko, jakby przeszło tornado. Poczułam bezsilność, a potem złość. Bez chwili namysłu wzięłam duży worek na śmieci i zaczęłam wrzucać wszystko, co leżało na podłodze. Bez wybierania, bez odkładania na bok. Byłam tak zdenerwowana, że nie odłożyłam ich po cichu do piwnicy czy garażu. Ja je naprawdę wyniosłam do kosza na śmieci.
Nie powiem, serce bolało. Widziałam w oczach córki szok i niedowierzanie. Płakała, błagała, żeby je oddać. Ale decyzja była podjęta. Wiedziałam, że jeśli się cofnę, cała nauka pójdzie na marne. To był moment, w którym postanowiłam być konsekwentna jak nigdy wcześniej.
Efekt, którego się nie spodziewałam
Minęło kilka dni i zauważyłam zmianę, jakiej nigdy wcześniej nie widziałam. Tosia nagle zaczęła pilnować, żeby jej książki, ubrania i nowe zabawki (które dostała od dziadków) były odkładane na swoje miejsce. Sama przypominała mi, że coś trzeba posprzątać, a wieczorem układała rzeczy przed snem.
Zrozumiałam wtedy, że to nie chodzi tylko o porządek. To była dla niej lekcja odpowiedzialności i konsekwencji. Zobaczyła, że słowa mamy to nie puste groźby, tylko realne działania.
Nie zachęcam każdej mamy, żeby od razu wyrzucała zabawki, bo to naprawdę drastyczny krok i boli obie strony. Ale w moim przypadku – zadziałał. Moja córka dziś już wie, że jeśli nie szanuje swoich rzeczy, to może je stracić. A ja wiem, że czasem rodzic musi podjąć trudną decyzję, żeby nauczyć dziecko czegoś ważnego na przyszłość.
Natalia
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: Mój syn odmówił chodzenia na edukację zdrowotną. Chce być jak syn prezydenta