Moje dziecko chodzi do państwowego przedszkola i jeździ na wakacje raz w roku. Czuję się jak najgorsza matka
Czasem mam wrażenie, że nie dorastam do roli matki. Patrzę na inne mamy i czuję ukłucie wstydu, jakbym dawała swojemu dziecku mniej, niż powinnam.

Kiedy słucham rozmów pod przedszkolem, robi mi się ciężko na sercu. Jedna mama opowiada o planach na zimowe ferie w Alpach, druga o kursie tańca dla czterolatków, a trzecia właśnie zapisała córkę na zajęcia z angielskiego i karate. Ja stoję obok, z cichą nadzieją, że nikt mnie nie zapyta, dokąd pojedziemy w tym roku albo na jakie zajęcia chodzi moje dziecko. Bo prawda jest taka, że nie mamy na to pieniędzy.
Inni rodzice mogą więcej, ja liczę każdy grosz
Mój synek chodzi do państwowego przedszkola. Jest przepełnione, hałaśliwe, ale to jedyne, na które nas stać. Prywatne placówki kosztują miesięcznie tyle, co połowa naszych zarobków. Dodatkowe zajęcia? To luksus, na który możemy sobie pozwolić tylko od święta. Staram się robić, co mogę − malujemy razem, chodzimy na plac zabaw, czasem do biblioteki. Ale gdy widzę, jak dzieci znajomych pokazują nowe umiejętności, serce mi pęka.
Raz w roku jedziemy nad morze. Tydzień. To nasz cały urlop, nasze jedyne „wakacje”. Oszczędzamy na nie przez cały rok − odkładamy każdą złotówkę, rezygnujemy z wielu rzeczy, żeby móc choć na chwilę oderwać się od codzienności. Synek cieszy się z każdej fali, z każdego loda na deptaku. Dla niego to magiczny czas. Dla mnie też… dopóki nie wrócimy i nie zaczynają się porównania.
Znajomi wracają z egzotycznych wyjazdów, pokazują zdjęcia z ciepłych krajów, dzieci opowiadają o samolotach, hotelach i atrakcjach. Nie tylko we wrześniu, ale i w środku zimy. A ja mam wrażenie, że daję mojemu dziecku za mało. W nocy często myślę, czy on kiedyś będzie miał mi to za złe. Czy zapamięta te wspólne chwile jako coś pięknego, czy raczej jako dowód, że jego dzieciństwo było skromniejsze od innych.

Staram się być dobrą mamą, choć nie mam wiele
Nie mamy dużego domu, nie mamy drogich wakacji ani modnych zajęć. Ale mamy siebie. Po pracy jestem zmęczona, ale zawsze staram się znaleźć chwilę, żeby poczytać synkowi książkę, porozmawiać, przytulić. Wiem, że to ważne. Wiem, że miłość i obecność rodzica mają większe znaczenie niż egzotyczne wyjazdy. Tylko czasem trudno w to uwierzyć, gdy z każdej strony dociera do mnie przekaz, że „dobra mama zapewnia dziecku jak najwięcej atrakcji i możliwości rozwoju”.
Może piszę ten list po to, żeby wyrzucić z siebie to poczucie winy. Może po to, żeby inne mamy, które żyją podobnie jak ja, poczuły, że nie są same. Myślę, że czasem wystarczy zwykły spacer, ciepły koc i rozmowa przed snem, żeby dziecko czuło się kochane i ważne. Chciałabym nauczyć się patrzeć na naszą codzienność oczami mojego synka − prostymi, szczerymi, pełnymi radości z małych rzeczy. Takie podejście trochę mnie pociesza.
Aga
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: Te 3 zdania z ust dziecka to jak wycie alarmu. Brzmią niewinnie, ale to wołanie o pomoc