Reklama

„A on nie sprząta po sobie?” – to pytanie słyszę regularnie od mamy, teściowej, znajomych. Najczęściej w tonie, jakby chodziło o coś dużo poważniejszego. Jakby nieodłożenie skarpetek było początkiem końca cywilizacji.

Reklama

Nie, moje dziecko nie sprząta regularnie. Nie wynosi śmieci. Nie myje naczyń. Nie dostaje punktów za posłanie łóżka ani naklejek za starcie kurzu. I nie, nie planuję tego zmieniać.

Dzieciństwo to nie okres próbny do dorosłości

Wiem, co mówią psycholożki. Wiem, że obowiązki uczą odpowiedzialności. Ale wiem też coś innego: dzieciństwo jest coraz krótsze.

Już w przedszkolu mają program, grafiki, rytm dnia. Potem szkoła, zajęcia dodatkowe, presja. A ja chcę dać mojemu dziecku przestrzeń. Nie chodzi o to, żeby było leniwe. Chcę, żeby miało czas być dzieckiem. Budować z koców namioty, gadać z wymyślonymi postaciami, rysować całe popołudnie.

Czasem się potknie. Czasem rozleje sok i zostawi bałagan. Ale przyjdzie i powie: „Mamo, mam nowy pomysł na grę”. I wtedy wiem, że dobrze wybrałam. Bo za kilka lat zmywarka go nauczy, co i jak. Ale to ja muszę mu teraz pokazać, że jego pomysły, emocje i wolność mają znaczenie.

„Ale jak on sobie poradzi w dorosłości?”

Wiesz, co go nauczy życia? Nie ścieranie stołu po obiedzie. Tylko świadomość, że jego potrzeby i zainteresowania są ważne. Że jego głos się liczy.

Nie potrzebuję dziecka, które wie, jak ustawiać sztućce do zmywarki. Potrzebuję dziecka, które wierzy, że może coś stworzyć. Że ma moc. Reszty się nauczy – tak jak my wszyscy – z czasem.

Reklama

Prawda jest taka, że my chcemy dzieci, które są wygodne

Bo łatwiej mieć kogoś, kto „zna swoje obowiązki” niż kogoś, kto mówi: „nie teraz, rysuję komiks”. Łatwiej jest, kiedy wszystko działa jak w zegarku. Tylko że wtedy życie staje się grafiką, a nie wspomnieniem. Nie chcę wygodnego dziecka. Chcę dziecka, które czuje się bezpieczne. I wie, że jest kochane nie za to, co zrobiło, ale za to, kim jest.

Reklama
Reklama
Reklama