Na górskim szlaku znalazłam chłopca z telefonem. Gdy wydukał, gdzie jest mama, zamarłam
Myślałam, że to będzie spokojny dzień na szlaku – dopóki nie zobaczyłam małego chłopca samego przy potoku. Kiedy odpowiedział mi, gdzie jest jego mama, poczułam lodowaty dreszcz na plecach.

Spotkanie, które zmieniło mój spacer po Tatrach
Piszę ten list jako mama, turystka i osoba, która do dziś nie może zapomnieć tego, co wydarzyło się kilka lat temu na tatrzańskim szlaku. Szłam spokojnym krokiem, gdy nagle zauważyłam chłopca siedzącego na kamieniu przy strumieniu. Mógł mieć może osiem lat. W rękach trzymał telefon i coś w nim klikał. Pomyślałam, że zgubił rodziców, że może zaraz zawoła mamę czy tatę.
Zapytałam go, co tu robi i gdzie jest jego opiekun. Spojrzał na mnie z uśmiechem i odpowiedział: „Mama poszła zdobywać szczyt, mam tu na nią poczekać”. Zamarłam. Został sam, w górach, w miejscu pełnym stromych zboczy, śliskich kamieni i obcych ludzi.
Nie mogłam tego tak zostawić. Zadzwoniłam na policję i zgłosiłam, co się stało. Głos w słuchawce od razu spoważniał, kiedy powiedziałam, że dziecko jest samo w górach. Kazali mi zostać przy nim, uspokoić go i czekać, aż przyjadą.
Te minuty dłużyły się w nieskończoność. Miałam wrażenie, że każde szelest i podmuch wiatru może skończyć się czymś złym. Chłopiec był pogodny, ale widać było, że nie rozumie powagi sytuacji. Kiedy policjanci w końcu podeszli, poczułam ogromną ulgę, jakbym oddała komuś własne dziecko spod opieki.
Rodzice wspinają się na szczyty nieodpowiedzialności
Niedawno w mediach przeczytałam o podobnym przypadku – kolejny raz dziecko zostało samo w górach, bo rodzice postanowili zdobywać szczyty bez niego. Poczułam, że muszę o tym napisać, bo to nie jest jednostkowy incydent. To zjawisko, które zdarza się częściej, niż byśmy chcieli.
Nie potrafię zrozumieć, jak ktoś może zostawić swoje dziecko na szlaku. Góry są piękne, ale i bezwzględne. Wystarczy chwila nieuwagi – potknięcie, nagłe załamanie pogody czy spotkanie ze zwierzęciem – i dochodzi do tragedii. Ośmiolatek, nawet z telefonem w dłoni, nie jest w stanie sam się obronić ani wezwać pomocy na czas.
Jako mama wiem, że każdy czasem marzy o chwili wolności. Ale wolność nigdy nie powinna oznaczać, że narażamy własne dziecko. To nie jest odwaga, to skrajna nieodpowiedzialność.
Apel do innych rodziców
Piszę ten list, bo wierzę, że może trafi do kogoś, kto jeszcze się zastanowi, zanim zostawi dziecko samo „na chwilę”. Tatry – czy jakiekolwiek góry – nie są placem zabaw ani poczekalnią, gdzie maluch może siedzieć z telefonem. To miejsce, w którym nawet dorosły potrzebuje rozsądku, doświadczenia i ostrożności.
Nie zapomnę słów jednego z policjantów, który powiedział: „Dobrze, że pani tu była. Czasem wystarczy minuta, żeby dziecko zniknęło nam z oczu”. To zdanie zapadło mi w pamięć jak przestroga.
Nie chcę nikogo potępiać, ale błagam – zabierajcie dzieci ze sobą albo wybierajcie takie trasy, które możecie pokonać wspólnie. Nie zostawiajcie ich na pastwę losu, bo czasem wystarczy sekunda, żeby wydarzyło się coś, czego nie da się już cofnąć.
Asia
Chcesz skomentować albo opisać własną historię? Napisz do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl. Czekamy na Twoją opinię.
Zobacz też: Zabrałam dwójkę dzieci na grzyby. Po godzinie wyłam do telefonu i wzywałam policję