Reklama

Po latach wypadów na działkę postanowiliśmy wreszcie spędzić lato nad morzem. Z dwójką dzieci – 6 i 9 lat – zapakowaliśmy się w samochód i pojechaliśmy na tydzień do Łeby. Domki, plaża, parawany, gofry – czyli wszystko, co powinno się kojarzyć z klasycznymi polskimi wakacjami. Ale zanim wyjechaliśmy, postanowiłam się przygotować. Bardziej jak mama, a mniej jak turystka.

Reklama

Zabrałam to, co dzieci znają i lubią

Dzieci na plaży szybko robią się głodne. I spragnione. A potem znów głodne. Już to przerabialiśmy – 10 minut po śniadaniu zaczyna się „Mamo, jestem głodny”, „Mogę loda?”, „Kupisz mi gofra?”. A ceny… Cóż. Wiadomo.

Dlatego zależało mi na wynajęciu kwatery z aneksem kuchennym i piekarnikiem. Dzięki temu mogłam przygotowywać nam prowiant na plażę i na wycieczki po okolicy. Pierwszego dnia upiekłam ciasto. Zwykły biszkopt z rzucanymi owocami – trochę śliwek, trochę moreli. Do tego zapakowałam kanapki z nutellą i sałatkę z mozzarellą, pomidorami i bazylią. Żadnych bajerów. Po prostu jedzenie, które dzieci lubią i które zjadają z apetytem.

Zobacz także: Zarabiają 10 tys. zł i mają dwoje dzieci, wakacje spędzają na działce. „Biedujemy”

„O matko, serio to zabierasz?” – śmiała się koleżanka

Na urlop pojechaliśmy razem z rodziną znajomych, którzy też mają dwoje dzieci w podobnym wieku. Gdy pakowałam torbę termiczną z ciastem i kanapkami, usłyszałam:
– O matko, serio to zabierasz? My zamierzamy szaleć – lody, gofry, frytki. Wakacje są raz w roku!

Nie komentowałam. Z uśmiechem podałam dzieciom domowe ciasto na plaży, kiedy zaczęły marudzić. Wciągnęły bez gadania. Potem zjadły kanapki i bawiły się dalej. A ja nie musiałam wstawać, szukać budki z jedzeniem i zostawiać koca bez opieki.

Po kilku dniach mina jej zrzedła

Po trzech dniach moja znajoma była coraz bardziej poirytowana.
– Oni ciągle czegoś chcą. Gofra z polewą, potem lodów, potem waty cukrowej. Ja już nie wiem, jak im odmawiać – mówiła zrezygnowana. – A jak odmówię, to płacz albo foch.

Po tygodniu powiedziała wprost:
– Miałaś rację. Te twoje kanapki to złoto. I ciasto też. Następnym razem też tak robię.

Wakacje nie muszą kosztować fortuny

Nie chodzi o to, żeby wszystko dzieciom odmawiać. Oczywiście, że kupiliśmy lody. Oczywiście, że były frytki w barze. Ale nie trzy razy dziennie. Bo dzieci miały alternatywę. I wiedziały, że mama nie da się złapać na każdą „zachciankę”.

Z perspektywy portfela – ogromna różnica. Z perspektywy nerwów – jeszcze większa. I wiem jedno: za rok znów zabieram pudełka, torbę chłodzącą i własne ciasto. Bo wakacje mają być fajne, a nie stresujące. Ani dla dzieci, ani dla rodziców.

Reklama

Zobacz także: „Z rudą noce są wspaniałe” – nuci kilkulatek. To plaża czy dyskoteka? Nad Bałtykiem przeżyłam szok

Reklama
Reklama
Reklama