Na zebraniu usłyszałam o „rankingu”. Nie pozwolę, by tak traktowano dzieci w przedszkolu
Pierwsze tygodnie w przedszkolu to czas adaptacji – zarówno dla dzieci, jak i dla rodziców. Każdego dnia mój czteroletni synek wraca do domu z nowymi wrażeniami, a ja staram się wspierać go najlepiej, jak potrafię. A jednak po pierwszym zebraniu wróciłam do domu roztrzęsiona.

Na początku wszystko brzmiało dobrze – pani opowiadała o planie zajęć, rytmie dnia, przypomniała o podstawowych zasadach. Ale w pewnym momencie ton się zmienił. Nauczycielka zaczęła mówić o postępach dzieci. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie forma, którą przyjęła.
Zwracała się do rodziców po imieniu dzieci, komentując:
- „Rodzice Adasia, proszę w domu poćwiczyć z nim literki, bo ma trudności z rozpoznawaniem literek P, B i G”.
- „Rodzice Zosi, zwracajcie uwagę na to, jak Zosia trzyma kredki, bo źle układa palce”.
- „Mama Tymka, gratuluję, synek pięknie recytuje wierszyki, ma świetną pamięć!”.
Na sali zapadła cisza, wszyscy patrzyli po sobie, a ja miałam wrażenie, że uczestniczę w jakimś nieformalnym „rankingu”. Ktoś lepiej, ktoś gorzej. Ktoś do pochwały, ktoś do poprawy.
Feedback tak, ale nie w tej formie
Rozumiem potrzebę informacji zwrotnej. Sama chcę wiedzieć, jak radzi sobie moje dziecko i co mogę z nim ćwiczyć w domu. Ale od tego są indywidualne rozmowy, a nie publiczne wyczytywanie w obecności kilkunastu innych rodziców.
Takie podejście nie tylko stawia rodziców w niezręcznej sytuacji, ale też – choć dzieci nie były obecne – tworzy atmosferę porównywania. Jakby od początku wyznaczać lepszych i gorszych. A przecież każde dziecko rozwija się we własnym tempie! Jedno szybciej nauczy się wierszyka, inne później poprawnie chwyci kredkę. To naturalne.
Kiedy usłyszałam, jak pani chwali jednego malucha, a drugiego wytyka z imienia i nazwiska, zrobiło mi się zwyczajnie przykro. To nie było motywujące – to było dzielące. Poza tym: dzieci chodzą do przedszkola raptem kilka tygodni w tej grupie, z tą panią.
Nie chcę, by moje dziecko było „punktem w rankingu”
Wracałam z zebrania z ciężarem na sercu. Nie chcę, żeby moje dziecko w przedszkolu było traktowane jak uczestnik konkursu. Nie chcę, by jego mocne i słabsze strony były oceniane publicznie. Chcę współpracy, indywidualnej rozmowy, wsparcia – a nie „rankingu”, w którym każdy zostaje przypisany do kategorii.
Mam nadzieję, że to, co usłyszałam, wynikało z braku refleksji nad formą, a nie z prawdziwego przekonania, że porównywanie dzieci jest dobrą metodą pracy. Bo jeśli tak miałoby być – to się na to nie zgadzam.
Dzieci w przedszkolu uczą się współpracy, akceptacji i wzajemnego szacunku. I właśnie tego oczekuję od dorosłych, którzy je wychowują i edukują. Bo jeśli my, rodzice i nauczyciele, zaczniemy od „rankingów”, to jakie wartości przekażemy najmłodszym?
Zobacz także: Na zebraniu usłyszałam, że dzieci muszą być odpieluchowane. To nauczycielki są leniwe