Reklama

„Nie jestem infolinią do spraw szkolnych”

„Wiadomość o 21:47: Pani Aniu, czy może pani jeszcze raz wysłać link do konkursu? – czytam i mam ochotę wyłączyć telefon na tydzień” – zaczyna swój list nauczycielka z 10-letnim stażem. Jak podkreśla, coraz częściej rodzice oczekują, że będzie dla nich dostępna niemal całą dobę, a granice między pracą a życiem prywatnym właściwie przestały istnieć.

Reklama

„W mojej klasie jest 27 dzieci, czyli 27 rodzin. Jeśli każda napisze do mnie tylko raz w tygodniu, to daje mi prawie 30 prywatnych wiadomości poza godzinami pracy. Niektóre są poważne, inne to pytania typu: czy jutro jest wuef?” – relacjonuje. Dlatego coraz więcej nauczycieli decyduje się nie podawać numeru telefonu rodzicom. Oficjalną drogą komunikacji pozostaje dziennik elektroniczny lub wiadomości e-mail.

Telefon to nie obowiązek, tylko uprzejmość

„Niektórzy rodzice biorą numer telefonu jako coś oczywistego, jakby był częścią szkolnego pakietu. Tymczasem to nie jest żaden obowiązek” – pisze nauczycielka. Wyjaśnia, że przekazanie prywatnego numeru to gest dobrej woli, a nie element regulaminu.

Kiedyś, jak wspomina, próbowała odpowiadać każdemu. Efekt? Permanentne zmęczenie i poczucie, że nigdy nie wychodzi z pracy. „Po pracy chcę zjeść kolację, obejrzeć serial i odpocząć. Nie zamierzam wchodzić na Librusa o północy, bo komuś przypomniało się o zadaniu domowym” – zaznacza.

To stanowisko podziela wielu pedagogów. Coraz częściej apelują o przestrzeganie podstawowych zasad komunikacji i szacunku do czasu prywatnego. Wielu z nich wprowadza jasne zasady: odpowiadają tylko w godzinach pracy szkoły, a sprawy nagłe można załatwić przez sekretariat.

Rodzice kontra nauczyciele – gdzie leży granica?

Niektórzy rodzice są jednak zdania, że szybki kontakt telefoniczny to najprostszy sposób na rozwiązanie szkolnych problemów. „Pracuję do późna, czasem naprawdę łatwiej zadzwonić niż logować się do Librusa” – mówi nam jedna ze znajomych mam.

Z drugiej strony nauczyciele zwracają uwagę, że szkoła nie może działać jak całodobowa instytucja. „Wielu rodziców zapomina, że my też mamy życie. Dzieci, rodziny, obowiązki. Jesteśmy ludźmi, nie chatbotami” – podsumowuje autorka listu.

Wiele placówek zaczyna wprowadzać regulaminy określające jasne godziny kontaktu oraz kanały komunikacji. To krok w stronę większego porządku i ograniczenia chaosu, który często prowadzi do nieporozumień.

Reklama

Zobacz też: Nauczycielka: bezczelna wiadomość od matki 5-latka. Nazwała inne dzieci słowem na „d”

Reklama
Reklama
Reklama