Reklama

„Nigdy wcześniej nie spotkałam się z czymś takim”

Autorka listu, nauczycielka z kilkuletnim doświadczeniem, podkreśliła, że praca w przedszkolu to dla niej powołanie, a codzienny kontakt z dziećmi daje jej ogrom satysfakcji. Do tej pory spotykała się z różnymi postawami rodziców – od nadopiekuńczych po nieco roszczeniowych. Jednak to, co wydarzyło się niedawno, określiła jako sytuację wyjątkowo oburzającą.

Reklama

„Otrzymałam wiadomość od mamy jednego z pięciolatków. Było w niej pełno pretensji, kobieta nie przebierała w słowach i, co najgorsze, skierowała je wprost przeciwko innym dzieciom” – napisała. Wszystko zaczęło się od drobnego incydentu w sali w przedszkolu. Jeden chłopiec popchnął drugiego, co w grupie kilkulatków zdarza się nierzadko.

Zamiast dopytać, jak wyglądała sytuacja i jak została rozwiązana, matka od razu oskarżyła całą grupę. „Napisała mi, że nie zamierza posyłać swojego syna do miejsca, gdzie inne dzieci to, cytuję, debile” – relacjonuje wychowawczyni.

Język dorosłych – ciężar dla dzieci

List nauczycielki jest pełen niedowierzania. Podkreśla, że nazwanie pięciolatków obraźliwym określeniem jest nie tylko nieodpowiednie, ale też pokazuje, jaką postawę wobec świata wynoszą dzieci z domu.

„Jeśli mama w takiej sytuacji nie widzi potrzeby zapytania o szczegóły, a od razu obraża inne dzieci, to jak jej syn ma nauczyć się empatii i szacunku do rówieśników?” – zastanawia się autorka. Jak zaznacza, wychowawcy starają się codziennie tłumaczyć najmłodszym, jak radzić sobie w konfliktach, jak przepraszać i wyciągać rękę na zgodę. Cała praca może jednak zostać zaprzepaszczona, jeśli w domu dzieci słyszą język pełen pogardy.

„Sama nie wiedziałam, co odpisać. Po tylu latach w pracy to pierwszy raz, kiedy rodzic w tak bezpośredni sposób wyzwał inne dzieci” – pisze.

„Na kogo wyrosną te dzieci?”

Wychowawczyni w swoim liście nie kryje obaw. Jej zdaniem problem nie tkwi tylko w jednym incydencie, ale w szerszym zjawisku roszczeniowości i braku szacunku, z którym coraz częściej muszą mierzyć się nauczyciele.

„Ubolewam nad tym, na kogo wyrosną dzieci, które uczą się, że każdy problem rozwiązuje się pretensjami i obrażaniem innych. To przecież my, dorośli, pokazujemy im, jak reagować w trudnych sytuacjach” – podkreśla.

Historia ta to nie tylko głos sfrustrowanej nauczycielki. To także ważne pytanie o granice i odpowiedzialność rodziców w kształtowaniu postaw najmłodszych. Bo przedszkole ma wychowywać i wspierać, ale jeśli zabraknie współpracy z rodziną, każde dziecko zostaje z tym, co słyszy i widzi w domu.

Teresa


Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Reklama

Zobacz też: O 20 dostałam wiadomość z przedszkola. Nie zgadzam się, by tak traktowano moje dziecko

Reklama
Reklama
Reklama