Nauczycielka: „Bezczelny SMS od matki przyszedł wieczorem. Poprosiłam tylko o jarzębinę”
„Kocham pracę w szkole, ale to, co wydarzyło się ostatnio, odebrało mi całą radość” – wyznaje Ela. Wszystko przez jarzębinę i reakcję jednego z rodziców.

Ela uczy plastyki w jednej z podwarszawskich podstawówek. Zawsze stara się, by dzieci coś przeżyły, doświadczyły przez dotyk, zapach, a nie tylko „zaliczyły” temat. „Chciałam zrobić z nimi jesienne kompozycje. Poprosiłam dzieci, żeby przyniosły po kilka gałązek jarzębiny – nic wielkiego, raczej pretekst do spaceru i wspólnego zbierania” – wspomina w wiadomości do redakcji.
Informację wysłała przez dziennik elektroniczny w piątek. Większość rodziców zareagowała normalnie. Dzieci przyszły w poniedziałek z pięknymi bukietami, w klasie pachniało jesienią. Kto zapomniał, ten pożyczył od kolegów. Ale wieczorem, o 22:15, telefon nauczycielki zawibrował.
Ten SMS zabolał
„Proszę sobie sama zbierać te swoje jarzębiny, ja nie będę biegać po krzakach. Moje dziecko ma się uczyć, a nie robić z panią zielnik” – tak brzmiała wiadomość od jednej z mam.
„Przeczytałam ją kilka razy. W pierwszej chwili chciałam odpisać ostro, ale ugryzłam się w język. Wiem, że za takimi słowami może kryć się frustracja albo zmęczenie. Ale jednak to dziecko przychodzi potem na zajęcia i widzi, że wszyscy mają materiały, a ono jedno nie i pewnie jeszcze słyszy negatywne komentarze na mój temat” – opowiada Ela.
Inna mama doceniła pomysłowość nauczycielki od plastyki. „Specjalnie wyszliśmy do parku, a tak mi się nie chciało. W pół godziny zebraliśmy całą torbę. Dzieci były zachwycone” – cytuje zachwycona Ela. Jej zdaniem rodzice są przeciążeni obowiązkami, brakuje im czasu. Ale zamiast rozmowy pojawia się agresja. A cierpią najmłodsi.
Najbardziej żal dzieci
„Kiedy w klasie widzę to spojrzenie pt. 'wszyscy mają, ja nie mam', to serce mam w gardle” – mówi Ela. „A ja, jako nauczyciel, mam związane ręce. Nie mogę publicznie gromić rodzica, a jednocześnie chcę, żeby dziecko czuło się częścią grupy. Wtedy szybciutko robię scenę, uśmiecham się szeroko i pytam, kto może nam pożyczyć. Czasem daję od siebie”.
Ela podkreśla, że relacje i rozmowy z rodzicami są symbolem współpracy i wzajemnego szacunku. „Prośba o przyniesienie materiałów na lekcję nie powinna kończyć się atakiem, lecz spokojną rozmową o tym, co jest możliwe, a co zbyt trudne dla rodziców. Szkoła to przecież wspólna sprawa – nauczycieli, rodziców i dzieci”.
Dziś Ela wspomina całą sytuację ze spokojem, ale nie ukrywa, że zostawiła ślad. „Nauczanie to nie tylko przekazywanie wiedzy, ale też budowanie relacji. Bez współpracy z rodzicami to się nie uda. Ja naprawdę chcę dla ich dzieci jak najlepiej”.
Bo tu naprawdę nie chodzi o jarzębinę. Chodzi o szacunek i o to, żeby dziecko nie musiało płacić za frustracje dorosłych.
A Wy co o tym sądzicie? Zbieranie kasztanów, rolek po papierze, jarzębiny – fajna sprawa i okazja do doświadczeń, czy raczej niepotrzebny obowiązek? Napiszcie do mnie: maria.kaczynska-zandarowska@burdamedia.pl.
Zobacz też: