Reklama

Piszę ten list nie po to, żeby narzekać na młode pokolenie albo na rodziców. Piszę, bo widzę, jak coś się przesuwa i jak bardzo to szkodzi dzieciom. Coraz częściej spotykam się z podejściem: „moje dziecko tak powiedziało, więc tak było”. I koniec rozmowy. Rodzic nie chce słyszeć nic więcej. Nie interesuje go moja wersja, wersja wychowawcy, pedagoga, drugiego ucznia, nawet nagranie z monitoringu.

Rodzice wierzą dzieciom bez granic

Zdarza się, że rodzic przychodzi do szkoły już gotowy na konflikt, bo w domu usłyszał krótką opowieść, często pełną emocji, czasem ubarwioną. W tej opowieści dziecko jest zawsze w roli ofiary, a nauczyciel albo szkoła w roli winnych.

Rozumiem, skąd to się bierze. Rodzic chce chronić swoją córkę albo syna. Ale ochrona bez krytycznego spojrzenia jest jak parasol z dziurami. Na chwilę daje poczucie bezpieczeństwa, a potem zalewa wszystkich.

Co się dzieje, gdy rodzic zawsze przyznaje rację

Podam kilka przykładów z życia, bez nazwisk, bez oceniania kogokolwiek. Dziewczynka dostała uwagę za to, że przeszkadzała na lekcji. W domu powiedziała, że nauczycielka „uwzięła się na nią” i „krzyczy tylko na nią”. Rodzice przyszli następnego dnia z pretensją. Nie chcieli słuchać, że dziecko rozmawia na głos, odwraca się, zaczepia innych. Dla nich ważne było jedno zdanie córki. Efekt? Dziewczynka przez kolejne tygodnie robiła to samo, bo wiedziała, że w domu będzie mieć wsparcie bez pytań. Dostała komunikat: zawsze masz rację.

Inna sytuacja. Chłopiec popchnął kolegę, ten uderzył głową o ławkę. Na szczęście skończyło się płaczem i siniakiem. Chłopiec powiedział rodzicom, że „to był żart” i że kolega „sam się przewrócił”. Rodzic stwierdził, że szkoła robi aferę z niczego. Tu nie chodzi o karę, tylko o naukę odpowiedzialności. Jeśli dziecko usłyszy w domu: „nic się nie stało, to oni przesadzają”, to jutro popchnie mocniej. Nie dlatego, że jest złe. Tylko dlatego, że nikt mu nie pokazał granicy.

nauczycielka w szkole
Dziewczynka dostała uwagę za to, że przeszkadzała na lekcji. W domu powiedziała, że nauczycielka „uwzięła się na nią”, fot. AdobeStock/Алина Бузунова

Jak rozmawiać z dzieckiem o szkole i konfliktach

Nie proszę o ślepe zaufanie do nauczycieli. Proszę o równowagę. Dzieci są szczere, ale też impulsywne. Widzą świat przez swoje emocje. Czasem mylą kolejność zdarzeń, czasem nie rozumieją reakcji dorosłego, czasem bronią się przed wstydem albo karą. To normalne. Waszą rolą jest pomóc im dojść do prawdy, a nie tylko przyjąć ich wersję jak wyrok.

Kiedy dziecko wraca z pretensją na szkołę, spróbujcie najpierw zapytać spokojnie: „co dokładnie się stało”, „kto tam był”, „co było wcześniej”, „jak ty się wtedy zachowałeś”. Bez ataku, bez przesłuchania. Potem warto porozmawiać z nauczycielem, nie z pozycji oskarżyciela, tylko partnera. Ja naprawdę nie mam interesu w tym, żeby komuś dokuczać. Mam interes w tym, żeby klasa działała, a dziecko się uczyło nie tylko matematyki, ale też relacji, odpowiedzialności i szacunku.

Kiedy rodzic słucha tylko dziecka, dziecko rośnie w przekonaniu, że świat ma się do niego dopasować. Potem przychodzi dorosłość i zderzenie jest bolesne. Wierzę, że możemy tego uniknąć. Potrzebujemy mniej wojny, więcej rozmowy. I odrobiny krytycznego myślenia, nawet wobec tych, których kochamy najbardziej.

Z poważaniem, Elżbieta


Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Zobacz też: Toksyczni rodzice rujnują życie dziecka. Po tych 10 zdaniach trudno się podnieść

Reklama
Reklama
Reklama