Reklama

„Mamo, obiecałaś, że będzie samochodzik…”

„Każdego roku przechodzimy przez to samo, ale jeszcze nigdy nie było tak źle jak w zeszłym roku” – zaczyna swój list pani Monika. „Wszystko przez rodziców. Przez ich dobre serce, słabe nerwy i jeszcze słabsze granice”. Pisze, że kiedyś dzieci płakały, to normalne. Ale dziś płaczą dłużej i głośniej. Dlaczego? Bo zostały okłamane.

Reklama

„Rodzice obiecują wszystko, żeby tylko dziecko weszło do sali. Ciasteczka po przedszkolu, wyjście na lody, wielki prezent pod koniec dnia. A jak przychodzą po dziecko i okazuje się, że jednak nie mają tej obiecanej niespodzianki, zaczyna się dramat. Bo dziecko nie tylko jest zawiedzione – ono czuje się oszukane”.

„Jeden chłopiec przez tydzień nie chciał wejść do sali, bo mama mu obiecała, że wróci po obiedzie, a przyszła po leżakowaniu. Dla czterolatka to ogromna zdrada. I nie, tłumaczenia typu ‘miałam korek’ nic nie znaczą. Dziecko zapamiętuje tylko jedno: nie mogę ci ufać”. Monika przypomina, że zawsze można zadzwonić do sekretariatu i uprzedzić o swoim spóźnieniu.

Rodzice blokują adaptacje w przedszkolu. Klucha albo zimny mur

Drugą grupą rodziców, z którymi pani Monika ma problem, są ci, którzy przy rozstaniu sami płaczą lub żegnają się z dzieckiem dziesięć minut. „Tulą, całują, raz jeszcze, jeszcze raz… A potem i tak dziecko zaczyna ryczeć, bo widzi, że mama zaraz się rozpłacze. My jesteśmy tu po to, żeby dziecko przejęło nasze emocje – ale jak ma się uspokoić, skoro mama rozkleja się jak kisiel?”

Z drugiej strony są rodzice „z żelaza” – rzucają tylko „Pa!” przez ramię i znikają. Bez przytulenia, bez kontaktu wzrokowego, bez jakiegokolwiek ciepła. „To boli dzieci najbardziej. One nie płaczą, że mama wyszła. One płaczą, że mama nawet nie spojrzała. Serce się kraje, a ja nie wiem, czy najpierw przytulać dziecko, czy wyjść na parking i potrząsnąć tą matką”.

Adaptacja to nie teatrzyk. To proces

„Adaptacja to nie kurs” – pisze pani Monika. „To trudny proces, który wymaga współpracy. Naszej i rodziców. A nie grania w reality show: ja udaję, że będzie super, ty udajesz, że wrócisz po dwóch godzinach, a dziecko udaje, że wszystko rozumie”.

Jej zdaniem kluczem jest balans. „Trzeba być ciepłym, ale stanowczym. Powiedzieć dziecku: ‘Przyjdę po obiedzie, wiem, że dasz sobie radę, kocham cię’. I wyjść. Bez negocjacji, bez pięciu powrotów do sali, bez okłamywania. To jest szacunek. Dla dziecka i dla mnie”.

Na koniec pani Monika dodaje jedno zdanie, które zostaje z czytelnikiem na długo:

„Dziecko nie potrzebuje ani nagród, ani łez. Potrzebuje tylko jednego: pewności, że mama mówi prawdę, a tata nie zniknie bez słowa. Jeśli tego zabraknie, żadne przedszkole nie da rady. A ja – po tylu latach – we wrześniu naprawdę mam ochotę zamknąć drzwi sali od zewnątrz i więcej do niej nie wracać”.


Jeśli macie trudne doświadczenia z adaptacją przedszkolną – napiszcie do nas. Wasza historia może pomóc innym rodzicom poczuć się raźniej i lepiej przygotować się na ten etap. Czekam na Wasze wiadomości pod adresem: maria.kaczynska-zandarowska@burdamedia.pl.

Reklama

Zobacz też: Nie rób tego dziecku latem. Terapeuci ostrzegają: poczekaj z diagnozą do września

Reklama
Reklama
Reklama