Reklama

List naszej czytelniczki zaczynał się niewinnie, choć podszyty był wyraźnym zmęczeniem. „Przestałam otwierać Librusa po godzinie 17. Nie dam się wciągnąć w to szaleństwo, bo wtedy zaczyna się mój czas na odpoczynek i sprawy rodziny” – napisała.

Wieczory, które przestały być spokojne

Mama opisuje, że jeszcze rok temu wieczory były przestrzenią na kolację, rozmowę z rodziną i chwilę spokoju. Dziś – jak dodaje – telefony potrafią zawibrować nawet późnym wieczorem: „Dostaję wiadomości o 20, 21, a ostatnio jedna przyszła o 22:17. Jakby ktoś nagle sobie przypomniał, że trzeba upomnieć całą klasę o brak podpisu pod zgodą na wycieczkę. Naprawdę można to było napisać wcześniej”.

Według kobiety rodzicielska czujność stała się normą: ciągłe sprawdzanie, czy nie ma nowych uwag, zadań, próśb albo komunikatów. „To poczucie, że coś mnie omija, oszukiwało mnie przez długi czas. Ale teraz mówię temu stop. Po 17 nie zaglądam, koniec i kropka”.

Granice, które każdy powinien móc postawić

W swojej wiadomości mama przyznaje, że na początku miała poczucie winy. Inni rodzice w klasowej grupie gorączkowo wymieniali się wieczornymi informacjami, a ona coraz częściej wychodziła z rozmów. „Zauważyłam, że im bardziej reaguję, tym więcej oczekuje się ode mnie. A szkoła zaczyna mi zajmować życie po pracy. Mam dwoje dzieci w szkole i jedno w żłobku, do tego etat. Naprawdę mam co robić” – podkreśla.

Granice, które ustawiła, okazały się dla niej formą małego buntu przeciwko kulturze nieustannej dostępności. Kobieta uważa, że nauczyciele robią wiele dobrego, ale część z nich przesadza: wysyłają zadania po 18, komunikaty po 20, potrafią oczekiwać natychmiastowej reakcji. „Jakby zapomniano, że my też pracujemy, gotujemy kolację, mamy młodsze dzieci do położenia spać” – pisze czytelniczka.

Podkreśla, że wystarczyło kilka dni, by odzyskać spokój. I zachęca innych rodziców do tego samego: „Jeśli nie postawimy granic, to szkoła będzie nam wchodzić do domu nie tylko przez cały dzień, ale i w nocy”.

nauczycielka
Nasza czytelniczka uważa, że nauczyciele robią wiele dobrego, ale część z nich przesadza, fot. AdobeStock/Dmitriy

Rodzice chcą mniej presji, a więcej rozsądku

Głos tej mamy to jeden z wielu, które pojawiają się ostatnio w skrzynce redakcji. Rodzice skarżą się na presję szybkości, na to, że wiadomości z dziennika elektronicznego stały się nową formą stresu, a nie narzędziem komunikacji. Często powtarza się jedna myśl: edukacja dziecka nie powinna wymagać bycia w trybie czuwania 24 godziny na dobę.

Czytelniczka, która napisała list, zrobiła coś prostego, ale jak się okazuje – odważnego. Wyłączyła powiadomienia i odgrodziła szkolny świat od rodzinnego. „Jeśli coś jest naprawdę ważne, zadzwonią. A wszystko inne poczeka do rana” – napisała na końcu.

Zobacz też: Nikt nie przyszedł na urodziny mojej córki. Tak rodzice uczą dzieci okrucieństwa

Reklama
Reklama
Reklama