Reklama

Szkoła to nie miejsce na wyzywające stroje

Jestem matką dziewięcioletniego chłopca i szczerze mówiąc – jestem oburzona. Do tej pory myślałam, że w szkole liczą się dobre wzorce, bezpieczeństwo i atmosfera szacunku. Tymczasem, za każdym razem, gdy odprowadzam syna, mam przed oczami obraz kobiety, która swoim wyglądem kompletnie nie liczy się z otoczeniem.

Reklama

Nie mogę zrozumieć, jak matka małej dziewczynki może paradować po szkolnej szatni w spódniczkach tak krótkich, że ledwo zakrywają ciało, w obcisłych legginsach, które odkrywają zdecydowanie za dużo, i w szpilkach, które aż stukają po podłodze, przyciągając wzrok wszystkich. To jest po prostu nie na miejscu. Szkoła nie jest wybiegiem dla modelek ani klubem nocnym, a jednak ta kobieta zachowuje się, jakby występowała na pokazie mody dla dorosłych.

Najgorsze, że widzę, jak reagują inni – ojcowie gapią się bezwstydnie, mamy komentują szeptem, starsi uczniowie chichoczą. A ja? Zakrywam oczy swojemu synowi, bo nie chcę, żeby chłopiec w tym wieku miał przed oczami tak wulgarne obrazki.

Dzieci nie są ślepe, one wszystko widzą

Ktoś może powiedzieć, że przesadzam, że dzieci nie zwracają uwagi. Otóż zwracają – i to bardzo. Widzę, jak mój syn zerka ukradkiem. I właśnie to mnie przeraża. Bo to są jego pierwsze doświadczenia z kobiecością, z tym, jak wyglądają dorośli. Czy naprawdę chcemy, żeby uczył się, że normalne jest epatowanie ciałem w szkolnych korytarzach?

Dzieci są dużo bardziej spostrzegawcze, niż nam się wydaje. I wbrew pozorom, chłoną takie obrazy. Potem, zamiast patrzeć na mamę kolegi jako na dorosłą, poważną osobę, zaczynają traktować ją jak… atrakcję. To jest skandaliczne i zwyczajnie niebezpieczne dla psychiki najmłodszych.

Nie mam nic przeciwko modzie i temu, że ktoś chce wyglądać atrakcyjnie. Sama dbam o siebie i też lubię ładne ubrania. Ale co innego elegancja, a co innego wulgarność. Różnica jest ogromna. A ta kobieta przekracza wszystkie granice.

Gdzie kończy się wolność, a zaczyna brak przyzwoitości?

Słyszę często: „Każdy ma prawo ubierać się, jak chce”. Oczywiście, że ma. Ale wolność jednego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się dobro innych – a dobro dzieci powinno być najważniejsze. Szkoła to nie jest prywatny wybieg mody, tylko miejsce, w którym nasze dzieci mają czuć się bezpiecznie i skupiać na nauce, a nie na tym, jak wygląda mama koleżanki.

Jest mi przykro i jednocześnie wściekle żal, że nikt do tej pory nie odważył się zwrócić jej uwagi. Rozmawiałam z innymi rodzicami – wszyscy widzą problem, wszyscy są zażenowani, ale milczą. Boją się, że wyjdą na zazdrosnych albo nietolerancyjnych. A ja pytam: od kiedy przyzwoitość i zdrowy rozsądek są oznaką zazdrości?

Chcę, żeby ktoś w końcu głośno powiedział, że takie zachowanie jest nie do przyjęcia. Szkoła nie jest miejscem na eksponowanie swojego ciała i przyciąganie spojrzeń. To powinno być środowisko, w którym dzieci uczą się właściwych wzorców, a nie przejmują wulgarnych obrazów.

Nie mogę dłużej patrzeć, jak mój syn – i inne dzieci – są wystawiane na takie widoki. I nie będę udawać, że wszystko jest w porządku. Bo nie jest.

Dorota


Reklama

Zobacz też: „Stara krowa” – padło w szatni. Odpowiedziałam i zrobiło się ciszej niż w kościele

Reklama
Reklama
Reklama