Reklama

Świadoma decyzja po narodzinach córki

Kiedy urodziła się moja córka, bez wahania rzuciłam dobrze płatną pracę. Słyszałam wtedy wiele rad: „nie rezygnuj, bo ciężko będzie wrócić”, „kariera ci ucieknie”, „stracisz niezależność”. A ja miałam w sercu tylko jedną myśl: nie po to marzyłam o dziecku, żeby oddawać je w cudze ręce i widzieć je tylko wieczorem.

Reklama

Przez pierwsze lata byłam z nią na pełen etat – matka, opiekunka, nauczycielka i towarzyszka zabawy w jednym. Nie nudziło mnie to ani nie męczyło. Wręcz przeciwnie – czułam, że wreszcie żyję tak, jak chciałam.

Pół etatu zamiast gonitwy

Dziś pracuję na pół etatu. To wystarczająco, żeby mieć własne zajęcia, rozwijać się i trochę odetchnąć od codziennych obowiązków, ale jednocześnie nie poświęcać córki w imię kariery. Punktualnie o 13:00 stoję pod szkołą. Wiem, że moje dziecko czeka, a ja chcę, żeby wiedziała, że może zawsze na mnie liczyć.

Patrzę na inne dzieci, które zostają w świetlicy do 17. Siedzą zmęczone przy stolikach, zerkają na drzwi, jakby miały nadzieję, że mama jednak przyjdzie wcześniej. I serce mi pęka. Może nie każdy to dostrzega, ale ja widzę smutek w ich oczach.

Praca nie jest dla mnie ważniejsza niż dziecko

Nie potrafię zrozumieć, jak można stawiać pracę ponad własnym dzieckiem. Dla mnie ono jest najważniejsze – jego rozwój, emocje, poczucie bezpieczeństwa. Kariera może poczekać, a dzieciństwo nie wróci.

Często słyszę argumenty, że „trzeba zarabiać”, że „życie jest drogie”. Oczywiście, że tak. Ale zawsze można coś zmienić, poszukać innego rozwiązania, zrezygnować z nadmiaru, zamiast zabierać dziecku codziennie te cenne godziny.

Moja córka rośnie i wiem, że nadejdzie czas, kiedy nie będzie już chciała, żebym stała pod szkołą. Dlatego teraz korzystam z każdej chwili. Nie pozwalam, żeby kisiła się w świetlicy, bo to czas, którego nikt nam nie odda.

Asia


Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Reklama

Zobacz też: Adaś na WF-ie zawsze był odrzutem. Załatwiłam mu zwolnienie z lekcji na cały rok

Reklama
Reklama
Reklama