Reklama

Darmowe przedszkole to nie fikcja

Piszę do was jako mama, która naprawdę jest zbulwersowana. Od września moja Tosia rozpocznie przygodę z publicznym przedszkolem, a ja już słyszę o liście rzeczy, które powinnam kupić. Bloki, plastelina, farbki, kleje, papier kolorowy, chusteczki – i to wcale nie pojedynczo, ale całymi paczkami. Przepraszam bardzo, ale czy ktoś tu zapomniał, że przedszkole publiczne ma być bezpłatne?

Reklama

Kiedy pytam o podstawę takich żądań, słyszę: „bo wszystkim będzie łatwiej, jak każde dziecko przyniesie”. Łatwiej? To chyba nauczycielkom, które nie muszą się martwić o zakupy. Ale to nie jest mój obowiązek – ja płacę podatki i oczekuję, że państwo zapewni mojemu dziecku kredki, bibułę czy temperówkę, skoro to są narzędzia do nauki i rozwoju.

Wyprawka do przedszkola za 300 zł to skandal

Niedawno rozmawiałam ze znajomą, której syn poszedł do innego przedszkola. Ona wydała na wyprawkę prawie 300 zł. Czy ktoś się zastanawia, jak to wygląda w rodzinach, gdzie dzieci jest więcej? To nie są pojedyncze złotówki, tylko spory wydatek, który nijak nie powinien obciążać rodziców.

Ja nie zamierzam w to wchodzić. Jeśli Tosia chce mieć farbki ze Świnką Peppą, to mogę jej kupić takie do domu, żeby malowała po swojemu. Ale w przedszkolu wystarczą zwykłe przybory, które – powtarzam – powinny być kupione przez placówkę. To jest moje dobre serce, że czasem przyniosę coś od siebie, ale nie zrobię tego z przymusu i pod naciskiem.

Gdzie jest granica?

Dzisiaj proszą o bibułę i kredki, a jutro może o papier toaletowy i mydło? Tak nie może być. Przedszkole publiczne to miejsce, które ma zapewnić dzieciom podstawowe warunki do nauki, zabawy i rozwoju. Nie dam sobie wmówić, że to ja mam być sponsorem placówki, skoro już płacę podatki, a z nich finansowana jest edukacja.

Uważam, że powinna zostać wprowadzona jasna zasada: żadnych list wyprawek dla rodziców. Chcesz, żeby dziecko miało dodatkowe, swoje ulubione rzeczy? Kupujesz mu je prywatnie, na własne życzenie. Ale wszystkie wspólne zajęcia powinny być realizowane na przyborach kupionych z budżetu przedszkola.

Piszę ten list, bo wiem, że wiele mam i ojców myśli podobnie, ale boi się odezwać. Ja nie będę milczeć. Nie po to posyłam dziecko do publicznej placówki, żeby wydawać kilkaset złotych na kredki i plastelinę.

Lidka


Chcesz skomentować albo opisać własną historię? Napisz do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl. Czekamy na Twoją opinię.

Reklama

Zobacz też: Nie znoszę „nowoczesnych” matek. Wychowujecie najbardziej zepsute pokolenie

Reklama
Reklama
Reklama