Nie wypiszę dziecka z edukacji zdrowotnej. Chcę, by chore szło do lekarza, a nie do kościoła
Zanim ktoś zdąży mnie ocenić, zaznaczę jedno – jestem wierząca, ale nie ślepo posłuszna. Chcę, żeby moje dziecko miało wiedzę opartą na faktach, a nie na strachu czy archaicznych przekonaniach.

Edukacja zdrowotna to nie zagrożenie, tylko szansa
Coraz częściej słyszę od znajomych, że wypisują swoje dzieci z lekcji edukacji zdrowotnej. Argumentują to „ochroną niewinności” albo „walką z ideologią”. A ja pytam – przed czym one chcą chronić własne dzieci? Przed wiedzą o tym, jak działa ciało, jak dbać o zdrowie, jak rozpoznawać emocje i budować relacje?
Jako matka wiem, że moim obowiązkiem jest przygotować dziecko do życia w realnym świecie, a nie w wyobrażeniach księdza czy babci. Nie mam nic przeciwko wierze, sama się modlę i chodzę do kościoła. Ale równocześnie rozumiem, że religia nie zastąpi wiedzy naukowej. Kiedy córka zachoruje, nie pójdę do zakrystii, tylko do lekarza. I tego samego chcę ją nauczyć – ufać specjalistom, a nie propagandzie.
Dzieci potrzebują faktów, nie strachu
Boli mnie, gdy rodzice zabierają swoim pociechom prawo do rzetelnych informacji. Słyszę argumenty, że edukacja zdrowotna „zdeprawuje młodzież” albo „przyspieszy dorastanie”. Naprawdę? Czy rozmowa o higienie, dojrzewaniu, zdrowych relacjach i świadomym podejściu do własnego ciała jest deprawacją? To nie szkoła deprawuje, tylko zakazy i milczenie.
Moje dziecko prędzej czy później i tak zetknie się z tymi tematami – w internecie, na przerwie, w rozmowie z rówieśnikami. Wolałabym, żeby najpierw usłyszało rzetelne, profesjonalne informacje od nauczyciela, a dopiero potem skonfrontowało je z plotkami i półprawdami. To nie jest kwestia ideologii, to jest zwykła odpowiedzialność rodzica.
Nie chcę wychować „nawiedzonego” dorosłego
Najbardziej nie rozumiem rodziców, którzy z dumą mówią: „Moje dziecko nie chodzi na edukację zdrowotną”. Jakby to było odznaczenie, a nie krzywda wyrządzona własnemu dziecku. Ja nie chcę, żeby moja córka bała się swojego ciała, wstydziła się emocji albo myślała, że zdrowie to temat tabu.
Chcę, żeby była wykształcona, pewna siebie i umiała podejmować świadome decyzje. Chcę, żeby znała granice, wiedziała, jak je stawiać i jak szanować innych. To da jej poczucie bezpieczeństwa, w przeciwieństwie do zakazów i straszenia piekłem.
Wierzę w Boga, ale wierzę też w rozsądek i naukę. Nie dam sobie wmówić, że wiedza jest zagrożeniem. Bo prawdziwym zagrożeniem jest ignorancja – i to przed nią chcę chronić moje dziecko.
Wiktoria
Chcesz skomentować albo opisać własną historię? Napisz do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl. Czekamy na Twoją opinię.
Zobacz też: Nie mogę uwierzyć, co ta matka wyprawia w szkolnej szatni. Synowi zakrywam oczy