Nie zaczęła się szkoła, a już kłótnie rodziców na Librusie. Screeny, które mówią wszystko
Nowy rok szkolny jeszcze się nie rozpoczął, a na Librusie już wrze. Rodzice kłócą się o składki, podręczniki i... kolor worka na buty. Screeny z grup klasowych pokazują, że szkolny chaos startuje na długo przed pierwszym dzwonkiem.

Festiwal sporów zamiast przygotowań
Sierpień teoretycznie miał być czasem ostatnich spokojnych dni wakacji – kompletowania wyprawki, wybierania butów na zmianę i pakowania plecaków. W praktyce okazał się festiwalem kłótni w rodzicielskich czatach. Otwieram Librusa i zamiast informacji od wychowawczyni widzę rozpalone do czerwoności wątki: „Kto płaci za papier do ksero?”, „Czy na pewno musimy zamawiać te zeszyty z logo?”, „Dlaczego w zeszłym roku było taniej?”.
Od lat piszę o rodzicielstwie i wiem, że szkoła to temat, który elektryzuje wszystkich. Ale dawno nie widziałam takiej ilości emocji na starcie. Niektóre wiadomości przypominają bardziej komentarze z forum politycznego niż rozmowę dorosłych osób, które mają wspólny cel – ułatwić dzieciom wejście w szkolny rytm.
Screeny, które obiegają internet
Na Facebookowych grupach rodziców krążą screeny rozmów z Librusa. Jedna mama pyta, czy trzeba kupić dodatkowy atlas geograficzny, a w odpowiedzi dostaje lawinę zarzutów: że „przesadza”, że „kiedyś wszyscy korzystali z jednego atlasu”, a na koniec pojawia się ironiczny komentarz: „Może jeszcze globus dla każdego?”.
W innej klasie dyskusja o tym, czy dzieci mają przynieść worki materiałowe czy foliowe, kończy się oskarżeniami o „brak ekologicznego myślenia”. Ktoś dorzuca złośliwość, ktoś inny wychodzi z grupy – i tak spirala się nakręca.
Patrzę na te screeny i mam wrażenie, że w tle zwykłych pytań o zeszyty kryje się coś więcej – frustracja, stres i poczucie, że każdy musi walczyć o swoje.
Dlaczego rodzice tak się kłócą?
Z psychologicznego punktu widzenia nie dziwi mnie to wcale. Początek roku szkolnego to ogromne obciążenie: wydatki, organizacja, logistyka. Rodzice czują presję i często odreagowują ją właśnie w tych czatach. Łatwiej napisać kilka ostrych słów do nieznajomej mamy niż przyznać się przed sobą, że czujemy się zmęczeni i przytłoczeni.
Dochodzi też poczucie nierówności. Jedni rodzice mogą pozwolić sobie na wszystkie składki i „ekstra materiały”, inni liczą każdą złotówkę. Gdy temat pieniędzy pojawia się w rozmowach, temperatura rośnie najszybciej.
Zamiast współpracy – rywalizacja
Najbardziej uderza mnie jednak coś innego. Te grupy powstały po to, żeby ułatwiać komunikację, a coraz częściej stają się polem rywalizacji. Kto szybciej zamówi lepsze przybory, kto wyśle dokładniejszą listę, kto udowodni, że „wie lepiej”. A przecież chodzi o dzieci – które ani nie proszą o droższy piórnik, ani nie potrzebują dorosłych kłótni o kolor zeszytu.
Moja refleksja
Czytając te rozmowy, mam wrażenie, że wchodzimy w nowy rok szkolny z bagażem niepotrzebnych emocji. Zamiast wspierać się wzajemnie, nakręcamy spirale pretensji. A przecież to my, rodzice, dajemy przykład dzieciom – one patrzą, jak rozwiązujemy konflikty, jak rozmawiamy i jak współpracujemy.
Może warto spróbować inaczej? Zamiast kolejnego pasywno-agresywnego komentarza – zadzwonić do wychowawczyni. Zamiast ironii – prosta odpowiedź. Zamiast rywalizacji – wspólna decyzja, że nie wszystko musi być idealne.
Bo screeny, które dziś wywołują uśmiech politowania w internecie, jutro mogą być lekcją dla naszych dzieci. A chyba nie chcemy, żeby nauczyły się, że jedynym sposobem na rozmowę jest kłótnia.