Niewinna metoda motywowania rozzłościła rodziców. „Mój syn wrócił do domu zapłakany”
Rodzice jednej z klas szkoły podstawowej są zaskoczeni po tym, jak dowiedzieli się, w jaki sposób nauczycielka „motywuje” uczniów do nauki. Miało być zabawnie i wychowawczo, a skończyło się łzami i poczuciem upokorzenia. „Moje dziecko wróciło do domu zapłakane” – napisała Iza.

Wszystko zaczęło się od niewinnego pomysłu. W klasie drugiej szkoły podstawowej nauczycielka wprowadziła specjalną tablicę, na której umieszczała imiona uczniów. Ci, którzy zachowywali się wzorowo, dostawali słoneczka lub uśmiechnięte buźki. Ci, którzy rozmawiali, wiercili się lub nie uważali na lekcji – chmurki albo smutne miny.
„Z początku uznałam, że to drobiazg, że dzieciom będzie miło widzieć swoje osiągnięcia. Ale kiedy syn wrócił do domu zapłakany i powiedział, że dostał czarną chmurę, bo zapomniał zeszytu ćwiczeń, coś we mnie pękło” – pisze Iza.
Dla dorosłych taka forma motywacji może wydawać się błahostką. Dla dziecka to jednak sygnał: „jesteś gorszy”. Zwłaszcza gdy codziennie cała klasa widzi, kto „był niegrzeczny”.
Publiczne zawstydzanie w imię wychowania
Z relacji rodziców wynika, że dzieci same zaczęły zwracać uwagę na to, kto danego dnia wylądował w „strefie karnej”. „Syn mówił, że inne dzieci śmiały się z kolegi, który miał trzy smutne buźki. Nauczycielka tłumaczyła, że to element wychowania społecznego, ale przecież to zwykłe zawstydzanie” – dodaje kobieta.
Niektórzy rodzice próbowali interweniować. Nauczycielka miała odpowiadać, że to metoda, która „doskonale działa” i uczy konsekwencji. Jednak coraz więcej dzieci wracało do domu w gorszym nastroju. Zaczęły się porównywania, komentarze, łzy.
„Mój syn codziennie stresował się, czy dziś dostanie uśmiech, czy chmurkę. Miał koszmary, bał się iść do szkoły, bo nie chciał, żeby inni widzieli, że coś zrobił źle” – dodaje Iza.
Dobra motywacja nie rani
Eksperci od edukacji wielokrotnie podkreślają, że motywacja oparta na nagrodach i karach ma bardzo krótkotrwały efekt. W dłuższej perspektywie uczy dzieci strachu przed błędem i zależności od zewnętrznej oceny, zamiast rozwijać wewnętrzną motywację.
Nauczyciele z doświadczeniem wiedzą, że o wiele skuteczniej działa rozmowa, zrozumienie i wspólne poszukiwanie rozwiązań. Uczniowie potrzebują poczucia bezpieczeństwa i wsparcia, a nie rywalizacji o to, kto ma więcej uśmiechów na tablicy.
Rozumiemy emocje rodziców – żadne dziecko nie powinno być zawstydzane publicznie. Choć intencje nauczycieli często są dobre, warto pamiętać, że dzieci uczą się nie przez strach, ale przez poczucie bezpieczeństwa i akceptacji. Motywacja powinna inspirować, a nie ranić.
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz także: Ujawniono wstrząsające kwoty: tyle rodzice wydają na edukację dzieci. To wydatki miesięczne