„Nigdy więcej nie zabiorę dzieci na wesele”. Matka opowiada o „żenującym” zachowaniu panny młodej
„Nigdy więcej nie zabiorę dzieci na wesele” – pisze mama dwójki maluchów, która żałuje, że przyjęła zaproszenie na ślub znajomych. Zamiast świętować, wróciła do domu z poczuciem... porażki. Tylko czy te uczucia są uzasadnione?

Mam dwójkę dzieci – czterolatka i sześcioletnią córkę. Kiedy dostaliśmy zaproszenie na wesele znajomych, pomyślałam, że to świetna okazja, by dzieci zobaczyły, jak wygląda prawdziwa zabawa, orkiestra, suknia, pierwszy taniec. Miałam przed oczami obrazek jak z reklamy – one tańczące w kółeczku i my, rodzice, którzy wreszcie mogą chwilę odetchnąć, bo dzieci się bawią.
Rzeczywistość była inna. Kiedy tylko weszliśmy do sali, poczułam, że to nie jest miejsce dla dzieci. Stoły ustawione gęsto, zero kącika zabaw, nawet kredki nie były przygotowane. Przy talerzach czekały wielkie noże i kieliszki do wódki. Na stołach – śledzie, galarety, boczek, tatar i żurek w kamionce. Moje dzieci, które nie tkną nawet rosołu, a co dopiero zimnych nóżek, siedziały głodne i znudzone.
„Panna młoda nie przewidziała nic dla dzieci”
Myślałam, że może później pojawią się jakieś atrakcje. Że wyjdzie animator w przebraniu klauna, rozłoży wielkie kartony klocków albo choćby bańki mydlane w ogrodzie. Cokolwiek, co pozwoli dzieciom zająć się sobą, a dorosłym wstać od stołu i zatańczyć. Ale nie.
Zespół grał głośno disco polo, a jedyna atrakcja to były konkursy dla dorosłych – picie wódki na czas czy taniec na gazecie. Patrzyłam na te młode pary, które bawiły się do upadłego, i czułam, jak rośnie we mnie żal.
Podszedł do mnie pan młody i zapytał, czemu nie wychodzę na parkiet. Odpowiedziałam, że nie mogę zostawić dzieci samych. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, jakbym była wybredna. A panna młoda, w swojej pięknej koronkowej sukni, ani razu nie podeszła do dzieci. Nie spytała, czy czegoś potrzebują, nie przygotowała nawet talerzyka z frytkami czy nuggetsami.
Zobacz także: Zabrałam synka na wesele siostry. Nawet nuggetsów nie było, a przecież prosiłam
„Nigdy więcej nie popełnię tego błędu”
Skończyło się tak, że wyszliśmy niedługo po pierwszym tańcu. Dzieci płakały w samochodzie z głodu i zmęczenia. W domu zrobiłam im kanapeczki z szynką i ogórkiem, a potem przytuliłam na dobranoc. Zasnęły w sekundę. Siedziałam w kuchni i myślałam, dlaczego rodziny z dziećmi wciąż traktuje się jak problem.
Jeśli organizujesz wesele i zapraszasz dzieci, zrób dla nich miejsce. Nie musi być dmuchaniec i waty cukrowe, ale kocyk, kredki, kilka zabawek i talerz z frytkami naprawdę wystarczą.
Obiecałam sobie wtedy jedno – nigdy więcej nie zabiorę dzieci na wesele. Oszczędzę im nudy, a sobie poczucia, że jestem tam tylko po to, by przesiedzieć całą noc przy stole, z dzieckiem na kolanach i zimnym kotletem na talerzu.
Czytaj też: Dzieci na weselu to idiotyczny pomysł. Skoro to ja płacę, mam prawo wymagać