Noszę za 10-letnim synem plecak i nic wam do tego. Jeszcze się w życiu nadźwiga
Patrzą na mnie jak na wariatkę. A ja po prostu nie mam zamiaru udawać, że 11 kilogramów na plecach dziecka w czwartej klasie to „normalna sprawa”.

Plecak cięższy niż dziecko ma siłę udźwignąć
Mam syna, który chodzi do czwartej klasy. Wesoły, ciekawski, pełen energii chłopak, który uwielbia grać w piłkę, wspinać się po drzewach i przynosić do domu kolejne siniaki jako pamiątki po dziecięcych zabawach. Ale kiedy patrzę, jak próbuje założyć na plecy swój szkolny plecak, czuję w sercu złość i bezradność. Niedawno postanowiłam go zważyć. Wynik? Jedenaście kilogramów. Plecak dziecka, które samo waży niecałe 35 kilo.
Przyznaję – często biorę ten plecak do ręki. Po prostu nie mogę patrzeć, jak moje dziecko się pod nim ugina. I nie, nie uważam tego za rozpieszczanie czy „robienie z syna maminsynka”. Widzę, jak inni rodzice odwracają głowy albo kręcą nosem, kiedy niosę ten ciężar. Jakby chcieli mi wysłać niemy komunikat: „Niech się chłopak uczy życia”. Ale ja pytam: jakiego życia? Tego, w którym już na starcie fundujemy dzieciom krzywe kręgosłupy i bóle pleców?
„Niech się przyzwyczaja”? A może niech się uczy zdrowo żyć
Rozumiem, że wielu rodziców wychodzi z założenia, że dzieci muszą hartować się od najmłodszych lat. Sama tak byłam wychowywana – „dasz radę”, „nie narzekaj”, „dźwigaj, bo to twoje”. Ale żyjemy w czasach, kiedy wiedza o zdrowiu i rozwoju dziecka jest na wyciągnięcie ręki. Lekarze i fizjoterapeuci alarmują, że plecaki szkolne są przeładowane i że to realne zagrożenie dla dziecięcych kręgosłupów.
Kiedy widzę mojego syna, który po kilku minutach marszu ma ramiona wciśnięte w barki, a głowę pochyloną do przodu, naprawdę nie mam wątpliwości. Wolę pomóc mu w drodze ze szkoły do domu, niż później wydawać fortunę na rehabilitacje. Wolę, żeby miał siłę biegać po boisku i skakać po podwórku, zamiast wracać z bólem pleców po kilku godzinach noszenia tego balastu.
Czy naprawdę ktoś marzy o tym, żeby jego dziecko miało problemy z postawą tylko dlatego, że „tak wypada”?
Pomagam teraz, żeby miał siłę później
Dla jasności – nie noszę za syna wszystkiego. On sam sprząta swój pokój, potrafi wnieść zakupy, umie pomóc dziadkom czy zająć się młodszym kuzynem. Wiem, że życie jeszcze nie raz wystawi go na próbę i że nadźwiga się, kiedy dorośnie. Ale teraz chcę, żeby miał dzieciństwo bez dodatkowych kilogramów na plecach.
Nie rozumiem, dlaczego inni rodzice czują potrzebę oceniania. Czy naprawdę ktoś ma prawo mówić mi, jak mam dbać o zdrowie własnego dziecka? Zamiast krytykować, lepiej byśmy wspólnie zawalczyli o lżejsze tornistry, mądrzej rozpisane plany lekcji czy większą dostępność szafek w szkołach.
Noszę ten plecak, bo kocham moje dziecko i wiem, że zdrowy kręgosłup to coś, czego nie da się odzyskać, kiedy już zostanie zniszczony. On jeszcze się w życiu nadźwiga – ale na razie niech ma czas, żeby być dzieckiem.
Kamila, mama Olka
Chcesz skomentować albo opisać własną historię? Napisz do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl. Czekamy na Twoją opinię.
Zobacz też: Adaś na WF-ie zawsze był odrzutem. Załatwiłam mu zwolnienie z lekcji na cały rok