Obozy i kolonie to luksus dla nowobogackich. Wolę zabrać rodzinę na all inclusive
Czy kolonie i obozy to naprawdę najlepszy sposób na wakacje dla dzieci? Ten tata ma zupełnie inne zdanie. Uważa, że wysyłanie dzieci na kolonie to fanaberia, a prawdziwy wypoczynek jest wtedy, gdy cała rodzina wyjeżdża razem. Przeczytajcie jego list.

Od kilku tygodni obserwuję znajomych, którzy prześcigają się w postach na Facebooku, gdzie to ich dzieci jadą w tym roku na kolonie. A to Mazury z żeglowaniem, a to konie w Bieszczadach, a to obóz językowy w Hiszpanii. Za każdym razem, gdy to widzę, myślę sobie jedno: „Serio? Komu to potrzebne?”.
Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem przeciwnikiem wyjazdów dla dzieci. Sam w podstawówce raz byłem na kolonii i do dziś pamiętam tę mrożącą krew w żyłach zupę mleczną o poranku i wychowawczynię, która kazała nam sprzątać korytarz, jeśli nie zjedliśmy wszystkiego. Miłe wspomnienia? Średnio.
„Wolę zabrać dzieci na all inclusive”
Teraz, gdy mam własną rodzinę, mam też własne zdanie. I ono jest proste – skoro pracujemy cały rok, to w wakacje chcę odpocząć razem z dziećmi, a nie wysyłać je na drugi koniec Polski. Może jestem staroświecki, ale wolę zabrać rodzinę na all inclusive. Płacę raz, mam spokój, dobre jedzenie, basen, lody na okrągło i animacje, jeśli dzieci chcą się pobawić. Nie muszę pakować śpiworów, karimat, ani kupować worków na brudne rzeczy, które potem i tak będę musiał prać przez tydzień.
Poza tym nie oszukujmy się – te kolonie kosztują krocie. 3 tysiące za tydzień? 4 tysiące? Ja za 8 tysięcy zabieram całą rodzinę do Turcji na tydzień z pełnym wyżywieniem i klimatyzacją w pokoju. I jeszcze zostanie na magnesy, opaski z muszelek i zdjęcie z papugą na ramieniu. Gdzie tu logika, żeby płacić tyle samo za jeden pokój w ośrodku kolonijnym z gołą żarówką pod sufitem?
„Chcę mieć dzieci przy sobie”
Wiem, zaraz ktoś powie, że kolonie uczą samodzielności, że dziecko poznaje nowych kolegów i uczy się funkcjonować bez rodziców. Może tak. Ale ja wychodzę z założenia, że moje dzieci mają jeszcze na to czas. Chcę, żeby wakacje kojarzyły im się z nami – z rodziną, wspólnym chodzeniem na lody wieczorem, pływaniem w basenie i budowaniem zamków z piasku. Na obozy jeszcze się w życiu napatoczą, a póki chcą jeździć z nami, wolę to wykorzystywać.
Nie uważam się przez to za gorszego rodzica. Raczej za bardziej praktycznego. All inclusive to dla mnie luksus, na który odkładam cały rok i cieszę się, że mogę go dać rodzinie. Kolonie? Wolę zostawić je dla tych, co lubią wydawać dużo pieniędzy, a potem czekać na zdjęcia z Facebooka, czy ich dziecko ma kurtkę na deszczu i czy zjadło kanapkę na wycieczce.
Pozdrawiam,
Michał, tata dwójki dzieci
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz także: Dałam synowi na kolonie 500 zł kieszonkowego. Drugiego dnia usłyszałam w słuchawce płacz