Reklama

Zaczęło się od podejrzeń. I niestety miałam rację

Od kilku tygodni czułam, że coś jest nie tak. Mój mąż – wcześniej przewidywalny, może trochę nudny, ale mój – nagle zaczął zwracać uwagę na to, jak wygląda. Nowe perfumy. Siłownia. Świeżo ogolone policzki nawet w niedzielę rano. Niby nic złego, niby dba o siebie, ale kobieca intuicja wie swoje.

Reklama

Pewnego dnia wrócił późno z pracy. Znowu. Tym razem nie wytrzymałam – następnego dnia rano pod pretekstem spaceru z psem ruszyłam za nim. Gdy zobaczyłam, że zamiast iść do biura, skręca w kierunku kawiarni obok przedszkola, serce zaczęło mi walić. A potem zobaczyłam ich razem. Jego i ją. Przedszkolankę naszej córki. Młoda, zgrabna, wiecznie uśmiechnięta. Siedzieli w ustronnym kącie, śmiali się, a gdy nachylił się do niej i pocałował w szyję… poczułam, że wszystko we mnie pęka.

Po powrocie do domu trzymałam się jeszcze jakoś. Ale wieczorem dorwałam jego telefon. I już nie było żadnych wątpliwości. Sprośne wiadomości, dwuznaczne zdjęcia, plany kolejnych spotkań. Było mi niedobrze. Jak mógł to robić za moimi plecami? Jak mógł wykorzystać zaufanie, które mieliśmy do nauczycielki, opiekunki naszego dziecka?

Zemsta miała smak goryczy, ale przyniosła ulgę

Zamiast krzyczeć i robić sceny, postanowiłam działać. Zebrałam screeny rozmów, zapisałam wszystko, co mogło się przydać i… napisałam maila. Anonimowo. Do dyrekcji przedszkola. Dołączyłam screeny, opisałam sytuację z kawiarni, dodałam, że chodzi o relację między nauczycielką a ojcem jednego z dzieci.

Nie podpisałam się. Ale wiem, że się domyślili.

Kilka dni później ta lafirynda zniknęła. Zajęcia przejęła inna opiekunka, dyrekcja wysłała do rodziców pismo o „zmianach kadrowych z przyczyn osobistych”. Mąż? Udawał, że nic się nie stało. Ale zauważył, że coś wiem. Nie konfrontował mnie. Od tamtej pory w naszym domu jest zimno, cicho i pusto. Nie wiem jeszcze, co dalej. Ale wiem jedno – nie pozwolę się już więcej oszukiwać.

Piszę ten list jako przestrogę. Uważajcie na to, co dzieje się wokół was. Nawet jeśli przedszkole wydaje się bezpiecznym miejscem. Czasem wystarczy jedno spojrzenie, żeby życie stanęło na głowie. I jeden mail, żeby wszystko runęło.


Chcesz skomentować albo opisać własną historię? Napisz do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl. Czekamy na Twoją opinię.

Reklama

Zobacz też: Do matki z pociągu: przypadkiem podsłuchałam, co mówiłaś córce. I bardzo współczuję wam obu

Reklama
Reklama
Reklama