Reklama

Kiedy odbierałam syna ze szkoły i już w aucie rzucił: „Mamo, pani w świetlicy chciała ode mnie pieniądze”, zagotowałam się w środku. Jak to możliwe, że nauczycielka prosi dzieci o pieniądze? Jakim prawem? O co tu chodzi?

Reklama

Dopytywałam syna, o co dokładnie chodzi, ale jego odpowiedzi były bardzo chaotyczne. „Pani mówiła, że mam przynieść pieniądze, bo będzie coś w świetlicy” – tłumaczył. Nie potrafił powiedzieć nic więcej. Byłam wściekła. Już planowałam, że następnego dnia pójdę do dyrekcji i zrobię awanturę. W głowie układałam sobie nawet scenariusze rozmowy, by domagać się wyciągnięcia konsekwencji wobec nauczycielki. Wydawało mi się oczywiste, że takie zachowanie jest skandaliczne.

Prawda okazała się inna

Wieczorem, kiedy emocje już trochę opadły, zajrzałam do e-dziennika. I wtedy cała sprawa nabrała innego wymiaru. Okazało się, że szkoła nawiązała współpracę z fundacją, która opiekuje się osobami z niepełnosprawnością intelektualną. W ramach tej współpracy w świetlicy miało zostać zorganizowane stoisko z rękodziełem podopiecznych.

Kto chciał, mógł coś kupić i w ten sposób wesprzeć fundację. Pani nie prosiła dzieci o żadne pieniądze dla siebie – jedynie poinformowała je o wydarzeniu i poprosiła, by przekazały wiadomość rodzicom.

Dziecięce skróty myślowe

Wtedy zrozumiałam, że mój syn zwyczajnie przekazał sprawę po swojemu – tak, jak to dziecko. Usłyszał o pieniądzach i zakodował, że „pani chce pieniądze”. A ja, zamiast spokojnie poczekać na wyjaśnienie, od razu poczułam gniew i niesprawiedliwość.

Złapałam się na tym, że często reagujemy impulsywnie, wierząc w każde słowo naszych dzieci bez dystansu i bez sprawdzenia. A one przecież nie zawsze potrafią dokładnie wyjaśnić, co się wydarzyło.

Ta sytuacja nauczyła mnie, że zanim zrobię awanturę w szkole, lepiej dwa razy sprawdzę fakty. Bo tym razem niewiele brakowało, żebym niesłusznie skrzywdziła nauczycielkę, która tak naprawdę zrobiła coś dobrego i wartościowego.

Reklama

Zobacz także: Nauczycielka: o 22 dostałam bezwstydnego SMS-a od matki ucznia. Chyba pomyliła numery

Reklama
Reklama
Reklama