Reklama

Kilka dni temu przypadkiem usłyszałam rozmowę dwóch mam. Jedna z nich z oburzeniem opowiadała, że jej córka musi w przedszkolu „sprzątać po sobie” – odnosić talerzyk po obiedzie, chować zabawki, pomóc pani przy przygotowaniu materiałów do zabawy. „To chyba jakieś żarty. Panie wolą pić kawkę, więc dzieci robią za sprzątaczki!” – powiedziała.

Słuchałam tej rozmowy z rosnącym zdumieniem. Nie dlatego, że pierwszy raz słyszałam takie zarzuty. Wręcz przeciwnie – podobne opinie przewijają się w rozmowach rodziców coraz częściej. Ale zawsze zastanawia mnie jedno: kiedy to się stało, że zaczęliśmy odbierać dzieciom możliwość nauczenia się podstawowych, życiowych umiejętności?

Przecież nikt nie każe dzieciom szorować podłóg ani myć naczyń po całej grupie. Chodzi tylko o to, by dziecko nauczyło się odpowiedzialności za własne rzeczy, by zrozumiało, że po zabawie trzeba posprzątać, a po posiłku odnieść talerzyk. To nie kara – to codzienna praktyka, która uczy porządku, uważności i szacunku dla pracy innych.

Dzieci chcą być samodzielne – to dorośli im na to nie pozwalają

Dzieci mają naturalną potrzebę pomagania. Chcą czuć się potrzebne i kompetentne. Ale bardzo szybko uczą się, że dorośli „zrobią to lepiej i szybciej”. Słyszą: „Zostaw, rozlejesz”, „Nie ruszaj, bo się pobrudzisz”, „Daj, ja to zrobię”. I tak krok po kroku odbieramy im wiarę w to, że potrafią coś zrobić same.

Dlatego właśnie tak cenię przedszkola, w których dzieci mają obowiązki dostosowane do wieku – nakrywają do stołu, sprzątają zabawki, podlewają kwiaty. To nie tylko nauka porządku, ale też współpracy. Dzieci widzą, że są częścią grupy, że ich działania mają znaczenie.

A jeśli przy tym pani wypije kawę? Niech wypije. Bo jej praca polega nie tylko na podawaniu zupy, ale na wychowywaniu. I jeśli uczy dzieci samodzielności – to robi dokładnie to, co do niej należy.

Odbieramy dzieciom codzienne lekcje życia

Z roku na rok obserwuję coraz większe rozbieżności między oczekiwaniami rodziców a tym, co naprawdę jest dobre dla dzieci. Chcemy, żeby były samodzielne, ale nie dajemy im okazji, by się tego nauczyły. Chcemy, żeby były zaradne, ale wyręczamy je w każdym drobiazgu. A potem dziwimy się, że nastolatki nie potrafią posprzątać pokoju czy zrobić sobie kanapki.

W przedszkolu dzieci uczą się nie tylko literek i piosenek. Uczą się życia w małej społeczności – tego, że każdy ma swoje zadanie i że wspólnie można stworzyć przyjazne miejsce.

Więc gdy słyszę, że „pani w przedszkolu jest leniwa, bo kazała dziecku sprzątać”, uśmiecham się pod nosem. Bo w rzeczywistości ta pani właśnie dała dziecku coś, czego nie da się nauczyć przy biurku ani z książki – poczucie sprawczości.

I może właśnie to jest ta najważniejsza lekcja, której część rodziców wciąż nie chce zauważyć.

Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Zobacz także: Ta 1 zasada w przedszkolu rozbija rodzicom dzień. „Nie poznaję dziecka”

Reklama
Reklama
Reklama