Pierwszy raz pojechałam na all inclusive. Nawet pomidorówki nie było dla dzieci
Czy all inclusive zawsze oznacza raj dla rodziców i dzieci? Przekonajcie się, jak rozczarowujące mogą być wakacje, gdy nasze wyobrażenia odbiegają od rzeczywistości. Poniżej publikujemy list naszej czytelniczki, która pierwszy raz wykupiła rodzinne wczasy all inclusive i… do dziś żałuje tej decyzji.

Myślałam, że to będą wakacje marzeń
Piszę do Was, bo wciąż nie mogę ochłonąć po naszych pierwszych rodzinnych wakacjach all inclusive. Zawsze zazdrościłam znajomym, gdy opowiadali o bufetach uginających się od jedzenia, basenach z ciepłą wodą i drinkach z palemką. No to w tym roku postanowiliśmy zaszaleć. Mąż dostał premię, więc uznałam, że należy im się nagroda.
Wybraliśmy hotel w Turcji, cztery gwiazdki, all inclusive. Myślałam, że to będzie raj na ziemi. A wiecie, co zastaliśmy?
Gdzie ta pomidorówka dla dzieci?
Pierwszego dnia dzieci były głodne, bo po podróży marzyły tylko o jednym – żeby zjeść normalny obiad. Weszliśmy do restauracji hotelowej, a tam: dużo ryżu i chlebków, ryby, dziwne sosy, jakieś mięsa na patykach, surówki z cebulą i mnóstwo ostrych dań.
Na zupę liczyłam najbardziej. W domu zawsze gotuję rosół, pomidorową albo ogórkową, więc myślałam, że tu też będą takie klasyki. A tu co? Zupa z czerwonej soczewicy. Dzieci spojrzały na mnie z wyrzutem i powiedziały: „Mamo, a gdzie jest pomidorówka?”.
Nie było. Ani pomidorówki, ani rosołu, ani ogórkowej. Przez cały tydzień. Kiedy podeszłam do kelnera i zapytałam, czy może będą jakieś normalne zupy dla dzieci, spojrzał na mnie, jakbym zapytała o lądowanie UFO. Rozumiecie to? All inclusive i nie ma najprostszej zupy, którą nawet w barze mlecznym w Polsce można zamówić za grosze.
Czytaj także: Nie latam z dziećmi na all inclusive do Egiptu. Wczasy jak z PRL uczą je czegoś cenniejszego
Rozczarowanie za kilka tysięcy złotych
Dzieci przez większość czasu jadły frytki i jakiegoś kurczaka, to akurat było, a reszta dań była dla nich za dziwna. Mąż chodził wkurzony, że za taką kasę to mogliśmy pojechać nad Bałtyk i codziennie jeść świeżą rybę i zupę dnia w smażalni. Ja też poczułam się oszukana.
Nie wiem, miałam jakieś wyobrażenie, że tutaj wszystko jest w cenie, więc jest dostosowane do klientów, do ich upodobań kulinarnych, no ale się przeliczyłam. Zmarnowaliśmy mnóstwo jedzenia, bo próbowaliśmy brać różne dania i liczyć, że dzieciom posmakują, ale kończyło się tym, że wszystko zostawało na talerzu. A ja miałam tylko stres i wyrzuty sumienia.
Pewnie zaraz ktoś mi napisze, że mogłam sprawdzić menu wcześniej. Może i mogłam, ale czy to nie jest oczywiste, że w hotelu rodzinnym powinna być normalna pomidorowa i rosół? Skoro to hotel, w którym jest dużo Polaków? Czy naprawdę wymagam tak wiele?
Nigdy więcej all inclusive. Dla mnie i mojej rodziny to było rozczarowanie roku. Eliza
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl