Reklama

Szanowna Redakcjo, nie jestem typem osoby, która narzeka na wakacjach. Zawsze staram się znaleźć pozytywy, nawet jeśli coś pójdzie nie tak. Ale to, co przeżyliśmy z rodziną podczas naszego wyjazdu all inclusive do Turcji, sprawiło, że pierwszy raz w życiu musiałem napisać list do redakcji. Wiem też, że nie jesteśmy jedynymi, którym przytrafiło się coś podobnego. Czy to już jakaś plaga?

Reklama

To miały być idealne wakacje. Dzieci przybiegły z płaczem

Pojechaliśmy z żoną i trójką dzieci do popularnego hotelu niedaleko Antalyi. Piękne zdjęcia w katalogu, opinie pozytywne, obiekt przystosowany dla rodzin – wydawało się idealnie. Planowaliśmy tydzień pełen słońca, kąpieli i wspólnego czasu.

Pierwszy dzień – przyjechaliśmy rano, rozpakowaliśmy walizki, dzieci podekscytowane pobiegły do basenu. Ja jeszcze się nie zdążyłem przebrać, a już wróciły z płaczem – „Tato, basen zamknięty, bo ktoś zrobił kupkę!”. Pomyślałem: żart. Ale nie – rzeczywiście, ratownicy i pracownicy hotelu zabezpieczyli cały teren taśmą. Woda mętna, a obok siedzi polska rodzina z dzieckiem może trzyletnim. Chłopiec wyglądał na zawstydzonego, matka – jakby nic się nie stało.

Awaria na basenie to był dopiero początek

Po godzinie basen oczyszczono, ale niesmak pozostał. Dzieci już nie chciały wchodzić do wody. Żona próbowała je przekonać, ale nie pomogło. Wieczorem usłyszałem, jak ta sama rodzina krzyczy na obsługę, że „chlor był za mocny i pewnie przez to ich syn miał rozwolnienie”. Zrzucali winę na hotel!

I to był dopiero początek. Ta sama rodzina zajmowała codziennie leżaki już od 6 rano – ręczniki porozkładane, a potem znikała na śniadanie. Dziecko biegało po restauracji, rzucało jedzeniem, a matka tylko patrzyła w telefon. Czułem się, jakbym był na koloniach, a nie na wakacjach.

Wakacje all inclusive, czyli Polacy hulają na całego

Nie jestem święty. Moje dzieci też potrafią być głośne. Ale staramy się uczyć je szacunku – do innych ludzi, do przestrzeni, do zasad. A tam miałem wrażenie, że dla niektórych „all inclusive” znaczy „hulaj dusza, piekła nie ma”.

Zastanawiam się, dlaczego biura podróży nie mogą wprowadzać jakichś reguł – może specjalne strefy rodzinne, może możliwość wybrania hotelu z ograniczoną liczbą dzieci? Nie chcę zabrzmieć jak frustrat, ale jeśli jeszcze raz mam płacić kilka tysięcy złotych tylko po to, by się wstydzić za współrodaków – to wolę już wakacje na działce.

Reklama

Z poważaniem,
Marek, ojciec trójki dzieci

Reklama
Reklama
Reklama