Pracownik sali zabaw: „Rodzice podrzucają dziecko na godzinkę i znikają. Telefony wyłączone”
Do naszej redakcji napisał pracownik sali zabaw z dużego miasta. Zwrócił uwagę na zachowanie niektórych rodziców, które coraz częściej budzi jego niepokój i bezradność. Jak przyznaje, praca z dziećmi daje mu ogromną satysfakcję, ale są sytuacje, które trudno zrozumieć.

Autor listu pracuje w popularnej sali zabaw w dużym mieście. Jak tłumaczy, to miejsce, gdzie dzieci mogą się bawić, a rodzice – odpocząć lub załatwić sprawy w centrum handlowym. Zgodnie z regulaminem, dziecko musi mieć ukończone 4 lata, żeby mogło zostać samo pod opieką personelu na określony czas, najczęściej godzinę lub dwie. Niestety, wielu rodziców nagina te zasady.
„Zostawiają czterolatka i znikają”
„Coraz częściej zdarza się, że rodzice zostawiają dziecko na godzinę, płacą, po czym nie wracają o umówionej porze. Dzwonimy, piszemy – cisza. Telefony wyłączone albo nikt nie odbiera. Dziecko zostaje samo, a my nie wiemy, co robić” – pisze pracownik sali zabaw.
Jak dodaje, czasem opóźnienie trwa 15 minut, ale bywa, że maluch czeka nawet godzinę lub dłużej. „Dzieci zaczynają się niepokoić, pytają, kiedy mama wróci. A my, zamiast prowadzić zajęcia i dbać o zabawę, próbujemy uspokajać, tłumaczyć, dzwonić do rodziców” – relacjonuje.
„Sala zabaw to nie przechowalnia dzieci”
Pracownik przyznaje, że lubi swoją pracę i ma świetny kontakt z dziećmi, ale – jak pisze – brakuje mu zrozumienia ze strony niektórych dorosłych. „Nie jesteśmy przechowalnią. Naszym zadaniem jest organizować dzieciom czas, zapewnić bezpieczeństwo i rozrywkę, a nie opiekować się nimi godzinami po zamknięciu” – podkreśla.
W liście opisuje też konkretne sytuacje. „Zdarzyło się, że rodzice przyszli po dziecko ponad dwie godziny po czasie. Tłumaczyli, że zakupy się przedłużyły. Innym razem mama przyjechała po czterolatka taksówką, zupełnie spokojna, jakby nic się nie stało. A dziecko już płakało i pytało, czy zostanie tu na noc”.
Jak dodaje, w regulaminie jasno zapisano, że dziecko musi być odebrane punktualnie. „Niektórzy uważają, że jak zapłacili za godzinę, to mają prawo ‘przeciągnąć’ o kwadrans czy pół godziny. To nie tylko brak szacunku do nas, ale przede wszystkim do własnego dziecka” – pisze autor listu.

„Zaufanie to jedno, odpowiedzialność to drugie”
Na koniec swojego listu autor apeluje do rodziców o więcej odpowiedzialności. „Rozumiem, że każdy potrzebuje chwili dla siebie. Ale zostawiając dziecko w sali zabaw, powierzacie nam kogoś, kto wam ufa bezgranicznie. Gdy rodzic się spóźnia, to dziecko nie rozumie, że były korki albo kolejka w sklepie. Dla niego to po prostu oznacza, że mama lub tata nie wrócili” – napisał.
Zwraca też uwagę, że takie zachowania wpływają na emocje dzieci. „Niektóre zaczynają się bać zostawać same. Następnym razem płaczą już przy wejściu, bo pamiętają, że rodzice ‘zniknęli’ na długo” – tłumaczy.
List kończy krótkim, ale poruszającym zdaniem: „Proszę, pamiętajcie – to nie tylko godzina waszego spokoju. To też godzina lęku waszego dziecka, jeśli nie dotrzymacie słowa”.
Redakcja dziękuje autorowi listu za podzielenie się historią. Takie głosy pokazują, że za codzienną zabawą w salach pełnych kolorowych piłek i zjeżdżalni kryją się także emocje – przede wszystkim dzieci, ale i tych, którzy na co dzień się nimi opiekują.
Zobacz też: To najbardziej szkodliwy styl wychowania: rodzice mają 6 cech. „Często odmawiają”