Przyniosłam do przedszkola śpiworek, poduszkę i kocyk. Po tygodniu zrozumiałam – wrobili nas
Myślałam, że dbam o komfort mojego dziecka. Po tygodniu odkryłam, że cała pościel, którą kupiłam specjalnie dla córki, stała się… własnością przedszkola. Czy takie praktyki to norma?

Początek pełen entuzjazmu
Kiedy moje dziecko poszło do przedszkola, dostałam listę rzeczy potrzebnych na co dzień. Wśród nich znalazł się komplet do leżakowania: śpiworek, kocyk i mała poduszka. Chciałam, żeby córka czuła się jak najbardziej komfortowo, więc kupiłam nowy zestaw, starannie wybrałam kolory i wzory. Wszystko pachniało świeżością i było tylko jej – tak przynajmniej myślałam.
Pierwszy tydzień minął spokojnie. Cieszyłam się, że córeczka ma swój kącik, gdzie może odpocząć. Już planowałam, że po kilku dniach zabiorę pościel do domu, żeby ją wyprać i odświeżyć. Byłam przekonana, że tak to działa – dziecko ma swoje rzeczy, a ja dbam o ich czystość.
Szok przy odbiorze
Po tygodniu zapytałam, kiedy mogę zabrać śpiworek do prania. Wtedy usłyszałam od jednej z pań przedszkolanek, że nie ma takiej potrzeby – bo „przedszkole zajmuje się praniem”. Chwilę później dodała, że wszystkie komplety już się wymieszały i właściwie nie wiadomo, co jest czyje.
Byłam w szoku. Jak to możliwe, że rzeczy, które kupiłam dla mojego dziecka, nagle stały się częścią wspólnego zestawu? Nikt mnie wcześniej o tym nie poinformował. Wydawało mi się naturalne, że przynoszę pościel dla swojej córki, a nie dla całej grupy. Czułam się oszukana – jakby wcisnęli mnie w sytuację, której wcale nie chciałam.
Czy to normalna praktyka?
Zaczęłam się zastanawiać, czy tak wygląda organizacja we wszystkich placówkach. Rozumiem, że przedszkole musi dbać o higienę i porządek, ale dlaczego rodzice kupują pościel, jeśli potem trafia ona do wspólnego użytku? Przecież każde dziecko powinno mieć swoje rzeczy, nie tylko ze względów higienicznych, ale też emocjonalnych. Moja córka zasypia spokojniej, kiedy ma coś swojego, znajomego, pachnącego domem.
Nie ukrywam, że czuję rozgoryczenie. Wydałam pieniądze na zestaw, który miał być tylko dla niej, a teraz jest traktowany jak własność przedszkola. Chciałabym wiedzieć, jak to wygląda u innych rodziców i w innych miastach. Czy takie rozwiązanie jest powszechne? Czy tylko ja dałam się tak „wrobić”?
Na koniec mam apel do innych mam: podzielcie się swoimi doświadczeniami. Czy u was w przedszkolu też pościel traktowana jest jako wspólna? Czy to ja trafiłam na taką dziwną praktykę, czy może to standard, o którym rodzice dowiadują się dopiero po fakcie?
Chcesz skomentować albo opisać własną historię? Napisz do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl. Czekamy na Twoją opinię.
Zobacz też: „O, babcia przyszła po Amelkę”. Ewa urodziła pierwsze dziecko w wieku 48 lat