Reklama

Każdy z nas zna ten moment: napięcie rośnie, dziecko po raz kolejny ignoruje prośbę, a my – zamiast spokojnie zareagować – podnosimy głos. W pierwszej chwili wydaje się, że to działa. Dziecko zamiera, przestaje, patrzy z przestrachem. My czujemy, że odzyskaliśmy kontrolę. Ale w rzeczywistości właśnie wtedy coś w tej relacji pęka.

Krzyk, który zostaje w głowie na długo

Psychiatra dr Joseph Shrand w rozmowie z parents.com przypomina, że „wspólnym mianownikiem łączącym wszystkich ludzi jest chęć poczucia się wartościowym”. Dzieci są na to szczególnie wrażliwe, bo dopiero uczą się, kim są i czy ich emocje mają znaczenie. Kiedy rodzic krzyczy, dziecko nie słyszy: „zrobiłeś coś źle”, tylko: „jesteś zły”. W ten sposób budujemy w nim przekonanie, że zawodzi nie tylko nas, ale też samo siebie.

Krzyk jest łatwy. To wentyl bezpieczeństwa po ciężkim dniu, sposób na rozładowanie frustracji. Ale też – jak powiedział dr Shrand – „jeden z najszybszych sposobów, by ktoś poczuł się bezwartościowy”.

Dziecko nie zapamięta słów, zapamięta ton

Pamiętam rozmowę z przyjaciółką, która po kłótni z synem powiedziała: „Przecież nic złego nie powiedziałam, tylko głośniej”. A jednak chłopiec zamknął się w sobie i unikał kontaktu przez kilka dni. To, co dla nas jest tylko uniesieniem głosu, dla dziecka może być jak cios.

Mały człowiek nie analizuje sytuacji racjonalnie. Nie myśli: „mama miała ciężki dzień w pracy”. On słyszy ton głosu, widzi wyraz twarzy i odczytuje to jako zagrożenie. Każdy krzyk to dla jego układu nerwowego alarm. Adrenalina, lęk, napięcie. Ciało zapamiętuje to doświadczenie, nawet jeśli słowa dawno uleciały.

krzyk na dziecko
Każdy krzyk to dla układu nerwowego dziecka alarm, fot. AdobeStock/InfiniteFlow

Zamiast krzyczeć – zatrzymaj się na chwilę

Nie chodzi o to, żeby być idealnym rodzicem, bo tacy nie istnieją. Ale można być uważnym. Można nauczyć się rozpoznawać moment, w którym złość zaczyna przejmować kontrolę. Czasem wystarczy odwrócić się, policzyć do dziesięciu, wyjść na chwilę do innego pokoju. To nie oznacza słabości. To właśnie oznaka siły – świadomość, że nasze emocje nie muszą ranić drugiego człowieka.

W relacji z dzieckiem nie chodzi o bezbłędność, lecz o naprawę. Można po krzyku powiedzieć: „Przepraszam, nie chciałam tak reagować. Byłam zdenerwowana, ale to nie twoja wina”. Dziecko wtedy uczy się, że emocje są czymś naturalnym, że można się z nimi zmierzyć i naprawić to, co pękło.

Z biegiem lat zauważyłam, że gdy reaguję spokojniej, dzieci szybciej się otwierają. Kiedy czują się wysłuchane, częściej same przychodzą z problemami. Nie dlatego, że nagle stałam się cierpliwa jak anioł, ale dlatego, że przestałam odbierać ich zachowanie jako atak. Dzieci uczą się przez nas – nie przez to, co mówimy, ale jak się zachowujemy.

Krzyk nie wychowuje – oddala

Krzyk to reakcja instynktowna, zakorzeniona w nas głęboko. Ale też – paradoksalnie – jedna z najmniej skutecznych metod wychowawczych. Dzieci, które często słyszą podniesiony głos, nie stają się bardziej posłuszne, tylko bardziej lękliwe. Często zaczynają też same reagować agresją, bo uczą się, że to jedyny sposób, by ktoś ich usłyszał.

Zrozumienie tego mechanizmu nie przyszło mi od razu. Wymagało wielu rozmów, refleksji i – nie ukrywam – wyrzutów sumienia. Ale dziś wiem jedno: poczucie wartości dziecka nie buduje się pochwałami, tylko spokojem. Tym, że czujemy jego emocje i nie odbieramy mu prawa do błędu.

Każdy rodzic czasem krzyczy. Ale ważne jest, co robimy potem. Jeśli potrafimy wrócić, przeprosić, nazwać emocje – pokazujemy dziecku, że jego wartość nie zależy od błędów ani naszych reakcji. Bo jak powiedział dr Shrand, najgłębszą potrzebą człowieka jest poczucie bycia wartościowym. A to zaczyna się od domu – od słów, które mówimy, i tonu, który wybieramy.

Źródło: parents.com

Zobacz też: 8 żelaznych zasad autorytatywnych rodziców. To oni wychowują najszczęśliwsze dzieci

Reklama
Reklama
Reklama