Sąsiadka docinała mi, że córka za głośno płacze. Wystarczyło 1 zdanie i staruszce zrzedła mina
Tak właśnie radzę postępować ze wścibskimi sąsiadami. Starsza pani z naprzeciwka od razu straciła rezon i chyba odechciało jej się wtrącania.

Kiedy uwaga wcale nie brzmi jak rada
Piszę ten list jako świeżo upieczona mama, która wciąż uczy się macierzyństwa i próbuje nie zwariować od ciągłego płaczu, karmienia i nieprzespanych nocy. Moja córeczka ma dopiero trzy miesiące i – jak każde dziecko – najczęściej komunikuje się właśnie płaczem.
Pewnego popołudnia, kiedy wreszcie udało mi się złapać oddech, usłyszałam pukanie do drzwi. Stała w nich sąsiadka z naprzeciwka, starsza pani, która zawsze uśmiecha się szeroko i zaczyna rozmowę od „Ależ ma pani śliczną córeczkę”. Tym razem też zaczęła podobnie, ale po chwili padło zdanie, które wbiło mnie w podłogę: „Taka ładna dziewczynka, a tak głośno płacze”.
Niby powiedziane półżartem, niby miłym tonem, ale czułam, jak we mnie narasta złość. To nie była pomoc, to nie była troska – to było klasyczne docinanie. Jakby chciała mi dać do zrozumienia, że nie radzę sobie z własnym dzieckiem i że jej spokój liczy się bardziej niż moje codzienne zmagania.
Zamiast odpowiadać sąsiadce, zwróciłam się do córeczki
W tamtym momencie poczułam, że jeśli zacznę się tłumaczyć, będę żałować. Zamiast więc zwracać się do niej, spojrzałam na moje maleństwo, które akurat trzymałam na rękach, i powiedziałam spokojnie: „Ta pani zachowuje się nietaktownie. Nie potrzebujemy dobrych rad ani pouczeń, więc nie będziemy jej odpowiadać”.
Cisza, jaka zapadła, była wymowniejsza niż tysiąc słów. Sąsiadka stała z półuśmiechem, który z każdą sekundą gasł. Nie spodziewała się takiej reakcji – tego, że matka może obrócić uwagę w lekcję dla swojego dziecka, nie wdając się w kłótnie ani nie pokazując słabości. Po chwili tylko mruknęła coś pod nosem i odeszła. A ja poczułam, że właśnie wygrałam małą bitwę – nie tyle z nią, co o swoją wewnętrzną równowagę.
Dlaczego warto stawiać granice już od pierwszych dni
Od tamtej sytuacji zrozumiałam, jak ważne jest, żeby bronić siebie i swojego dziecka przed cudzymi komentarzami. Gdybym pozwoliła, żeby ta niby-niewinna uwaga przeszła bez reakcji, sąsiadka miałaby otwartą furtkę do kolejnych docinek. A tak – jedno zdanie sprawiło, że mina jej zrzedła i do dziś nie powtórzyła podobnego tekstu.
Wiem, że wiele mam spotyka się z takimi „dobrymi radami” i uwagami. Czasem płyną od babci, teściowej, sąsiadki czy nawet przypadkowej kobiety w sklepie. I choć często są podane w ładnym opakowaniu, w środku kryje się zwykła krytyka. Dlatego piszę ten list, żeby dodać odwagi innym mamom. Nie musicie się tłumaczyć ani przyjmować pouczeń. Możecie odpowiedzieć tak, żeby wasze dziecko od początku uczyło się, że mama ma głos i potrafi stawiać granice.
Bycie mamą to nie tylko przewijanie i karmienie. To także codzienne lekcje odwagi – dla nas i dla naszych dzieci.
Iza
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: „Stara krowa” – padło w szatni. Odpowiedziałam i zrobiło się ciszej niż w kościele