Sąsiadka pomyliła mój dom z wczasami all inclusive. Wystarczył jeden SMS
Współpraca między sąsiadkami miała być sposobem na przetrwanie wakacji z dziećmi. „Mieliśmy się wymieniać opieką. Teraz widzę, że jestem dla nich darmową siłą roboczą” – napisała do nas Marta, mama 8-letniego Alka, 5-letniej Łucji i 1,5-rocznego Maksa. Szybko okazało się, że tylko jedna strona traktuje ten układ poważnie.

Postanowiłam napisać do Was, bo być może ktoś jeszcze dał się wciągnąć w podobną sytuację i nie wie, jak z niej wybrnąć. Mamy z sąsiadką dzieci w podobnym wieku. Nasze dziewczynki chodzą do tej samej grupy przedszkolnej, dobrze się znają i lubią. Gdy zbliżały się wakacje, sąsiadka zaproponowała, żeby wymieniać się opieką nad całą gromadką.
Jednego dnia dzieci miały być u mnie, drugiego u niej. Trzeciego może plac zabaw razem, potem znów na zmianę. Brzmiało świetnie. Wygodne, darmowe, z myślą o dzieciach i nas, rodzicach. Zgodziłam się bez wahania.
Mieliśmy się wymieniać opieką, ale tylko ja gotowałam, bawiłam i pilnowałam
Pierwszy tydzień wyglądał tak, że dzieci codziennie od rana były u mnie. Dwie dziewczynki i jej starszy syn. Przychodziła z nimi przed dziewiątą i mówiła, że wróci po piętnastej, najwyżej po szesnastej. Wracała o siedemnastej, czasem jeszcze później.
Ani razu nie padło z jej strony, że teraz może moja kolej, że może ja też potrzebuję chwili oddechu. Nawet nie zasugerowała, żebym zostawiła dziewczynki u niej na dzień czy dwa. Obie pracujemy zdalnie, planowałyśmy wziąć trochę urlopu i dzielić się opieką. Tymczasem tylko ja dotrzymałam tej umowy.
Dziękuję za etat darmowej opiekunki
Po kilku dniach byłam wykończona. Zamiast czuć ulgę, miałam wrażenie, że wzięłam na siebie dodatkowy etat. Więcej dzieci, więcej hałasu, więcej obowiązków. Gotowałam obiady, kroiłam owoce, szykowałam podwieczorki. Kiedy jedno z dzieci zaczęło kasłać, ugotowałam rosół. Dbałam o nie jak o swoje. A kiedy dzieci były raz u sąsiadki, moja córka opowiedziała mi, że zamówili pizzę, a potem wszyscy oglądali bajkę.
Nikt nie wychodził na podwórko, nikt się z nimi nie bawił. Po prostu puścili film i tyle. Poczułam, że nie chodzi o żadną współpracę, tylko o to, żebym za darmo zajmowała się cudzymi dziećmi od rana do wieczora, jak animatorka w hotelu z all inclusive.
Zrozumiałam, że ktoś tu robi sobie wakacje moim kosztem
Kiedy próbowałam delikatnie wspomnieć, że może czas na zmianę, usłyszałam od niej, że ja to mam dobrze, bo jestem na urlopie, a ona dzisiaj musi pracować. Innym razem powiedziała, że dzieci wolą być u mnie, bo u mnie jest im lepiej, mają duży balkon, nie to co u niej. Wtedy zrozumiałam, że cała ta umowa miała działać tylko w jedną stronę.
Po tygodniu powiedziałam dość. Nie robiłam afery. Napisałam po prostu wiadomość, że w tym tygodniu mamy gości i nie dam rady zajmować się całym przedszkolem. Dodałam tylko, że jeśli coś ma być współpracą, to musi działać w obie strony. Może nie zabrzmiało to zbyt miło, ale miałam dość bycia tą, która się zgadza, bo nie chce nikogo urazić.
Czasem trzeba postawić granicę. Mam dobre serce, ale nie godzę się, żeby ktoś inny układał sobie wygodne wakacje moim kosztem. Pozdrawiam Was, Marta
Zobacz też: