Sprawdzają Librusa po kilka razy dziennie. Nauczycielka: „Wychowujemy pokolenie leniwców”
Rodzice kontrolują Librusa bardziej niż dzieci, a szkoła staje się projektem całej rodziny. Nawet nastolatki nie wiedzą, co mają przynieść na lekcję, bo to mama albo tata przypilnują wszystkiego za nich.

„Mamusia i tatuś przypilnują wszystkiego”
List, który dotarł do naszej redakcji, nie pozostawia złudzeń. Doświadczona nauczycielka opisuje zjawisko, które zna już wielu pedagogów. „Mam uczniów w wieku 12–13 lat, którzy nie wiedzą, co mają przygotować na zajęcia, nie pamiętają o sprawdzianach, a czasem nawet nie potrafią powiedzieć, co było zadane. Ale ich rodzice wiedzą wszystko – bo na bieżąco śledzą Librusa” – pisze.
Pedagożka dodaje, że uczniowie coraz częściej ignorują jej wiadomości. „Kiedy pytam, dlaczego nie przeczytali, odpowiadają: mama nie powiedziała. To już standard. Nawet do kilkunastoletnich dzieci komunikaty trafiają dopiero po przechwyceniu przez rodziców” – czytamy w liście.
Rodzic jako menedżer dziecka
Z moich rozmów z innymi rodzicami wynika, że problem jest powszechny. Większość z nas zagląda do Librusa kilka razy dziennie, jakby chodziło o skrzynkę mailową w pracy. W obawie, że nasze dziecko czegoś zapomni, przejmujemy nadzór nad wszystkim – od kartkówek po kredki do plastyki.
„Zauważam, że współcześni rodzice pełnią rolę menedżerów swoich dzieci. To oni planują kalendarz, organizują rzeczy na lekcje, a dzieciom zostaje tylko pojawić się w szkole” – pisze autorka listu.
W prywatnych rozmowach słychać podobne głosy. „Nie chcę, żeby moja córka miała jedynkę za brak zeszytu, więc zawsze sprawdzam Librusa” – przyznaje mama trzynastolatki. „Mam wrażenie, że bardziej się uczę niż moje dziecko” – dodaje inny rodzic.
Cena wyręczania
Nauczycielka ostrzega: „Wychowujemy pokolenie leniwców. Dzieci wiedzą, że ktoś za nich pomyśli, więc nawet nie próbują. To krótkowzroczne, bo w dorosłym życiu nikt nie będzie codziennie przypominał im o obowiązkach”.
Psychologowie potwierdzają, że nadmierna kontrola odbiera dziecku szansę na samodzielność. Konsekwencje bywają poważne – brak organizacji, unikanie odpowiedzialności, a nawet obniżone poczucie własnej wartości.
I tu pojawia się najtrudniejsza lekcja dla nas, rodziców: odpuścić. Pozwolić dziecku zapomnieć stroju na wuef, dostać jedynkę, spóźnić się z projektem. Bo właśnie te potknięcia uczą najwięcej.
Pisząc ten tekst, obiecuję sobie jedno: spróbuję mniej zaglądać do Librusa. Dać dziecku przestrzeń, pozwolić mu się potknąć. Bo tylko wtedy naprawdę się uczy. Może to najtrudniejsza lekcja dla nas – rodziców – żeby odpuścić i zaufać, że nasze dzieci dadzą radę.
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: 1 rzecz, którą musi zrobić każdy rodzic. Inaczej przekreśli szanse dziecka na sukces