Reklama

„Moja córka chodzi do pierwszej klasy. Mieszkamy w niewielkiej miejscowości, szkolna świetlica jest czynna tylko do godziny 15. Ja pracuję od 8 do 16, mąż ma zmiany. Kiedy idzie na 6 rano, wszystko się jakoś układa – o 14:30 jest już w domu, więc odbiera córkę. Ale jeśli ma drugą albo trzecią zmianę, zaczyna się dramat” – pisze pani Iwona.

Reklama

„Zdarza się, że proszę w pracy o wcześniejsze wyjście. Szef patrzy krzywo, bo nie jestem jedyną mamą w firmie. Czasem uda mi się wyrwać o 15:30, ale córka musi wtedy czekać pod szkołą, bo świetlica już zamknięta. Dla nauczycieli to nie problem – dla mnie ogromny. Bo nie mam babci na miejscu, nie mam kogo poprosić o pomoc”.

Dla wielu rodziców to codzienność – logistyka, która nie pasuje do rzeczywistości. Praca kończy się później niż szkoła, a system nie przewiduje, że nie każdy ma wsparcie dziadków, pracę zdalną albo możliwości finansowe, by zatrudnić opiekunkę na godziny.

Świetlice otwarte do 15 – relikt przeszłości

W małych miejscowościach problem jest szczególnie widoczny. Szkoły mają mało nauczycieli, nie ma funduszy, a dyrekcja tłumaczy, że nie ma zapotrzebowania. Tyle że zapotrzebowanie jest – tylko nie w statystykach, a w życiu.

„Słyszałam od pani w sekretariacie, że świetlica działa do 15, bo ‘większość rodziców wtedy kończy pracę’. Tylko że ja i wielu moich znajomych nie pracujemy w urzędach. Ktoś prowadzi sklep, ktoś jest pielęgniarką, ktoś pracuje w magazynie. Nie każdy może wyjść wcześniej, nie każdy ma kogoś, kto odbierze dziecko. A szkoła działa tak, jakby wszyscy mieli luksus pracy zdalnej” – pisze dalej czytelniczka.

Rodzice coraz częściej podnoszą ten temat – że system oświaty nie nadąża za współczesnym rynkiem pracy. Świetlice wciąż działają jak dwie dekady temu, choć życie większości rodzin wygląda dziś zupełnie inaczej.

Nie proszę o wiele – tylko o godzinę więcej

„Nie oczekuję cudów. Nie chcę, żeby świetlica była czynna do nocy. Ale gdyby była otwarta choć do 16, 16:30, wtedy mogłabym spokojnie skończyć zmianę i odebrać córkę bez stresu, że czeka sama. Dzieci nie są winne, że rodzice muszą pracować” – kończy pani Iwona.

Jej słowa to nie tylko osobista historia, ale też apel – o bardziej elastyczne podejście do rzeczywistości, w której nie wszyscy mają idealne godziny pracy, nie wszyscy mogą wyjść w połowie dnia. Bo szkoła ma być miejscem przyjaznym dzieciom i rodzicom, a nie kolejnym punktem, który trzeba wcisnąć w grafik między pracą a wyrzutami sumienia.

Czy naprawdę tak trudno wydłużyć godziny pracy świetlicy o jedną godzinę?

Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Reklama

Zobacz także: Panie w świetlicy nie sprawdzają, kto odbiera dziecko. „Przez ich lenistwo codziennie drżę o córkę”

Reklama
Reklama
Reklama