Reklama

Kiedy Anita podzieliła się z nami swoją historią, od razu poczułam, że opisuje uczucia, które zna wiele z nas. „Już nie wiem, co robić. Czułam złość na siebie, nie na synka” – pisała. Jej synek, który jeszcze niedawno z radością biegał po placu zabaw, nagle przestał cieszyć się z czegokolwiek. Nie chciał wychodzić z domu, a jedyne, co go interesowało, to ekran telefonu. I to wszystko w wieku zaledwie sześciu lat.

Reklama

Gdy dziecko zamyka się w sobie. „Wybrał telefon”

Brzmi znajomo? Dzieci, które jeszcze niedawno z entuzjazmem odkrywały świat, nagle tracą zapał. Anita próbowała wszystkiego – wizyty u psychologów, rozmowy, tłumaczenia, drobne kary. Nic nie działało. „Ciągnęłam go po specjalistach, ale brakowało mi konsekwencji” – przyznała. „Łatwo mówić: bądź stanowcza. Ale kiedy widzisz swoje zmęczone dziecko, to serce pęka i człowiek odpuszcza”.

W końcu postanowiła spróbować czegoś prostego. Wysłała synka na tydzień do dziadków, na wieś. Bez telefonu, bez planu. Tylko powietrze, przestrzeń i zupełnie inna codzienność.

„Nie wiem, jak im dziękować”

Na początku Anita nie miała wielkich oczekiwań. Myślała, że to po prostu mała przerwa od ekranu. Ale już po kilku dniach zaczęły się zmiany. „Zaczął dzwonić, opowiadał o przygodach, śmiał się, mówił, że tęskni – ale inaczej. Jakby znowu był sobą” – napisała.

Któregoś wieczoru zadzwonił zapłakany. Nie dlatego, że chciał wracać. Błagał o telefon, bo babcia była nieugięta. Wtedy Anita zrozumiała, że zrobiła dobrze. „To była walka o coś większego” – napisała. „A dzięki cierpliwości babci i spokoju, mój syn znów odnalazł siebie”.

Dziś mówi jedno: „Nie wiem, jak im dziękować. Dzięki nim mój synek znowu chce być dzieckiem”.

Czasem wystarczy zmiana perspektywy

Ta historia to przypomnienie dla nas wszystkich: nie ma jednej recepty na dziecięce kryzysy. Czasem, gdy wszystkie metody zawodzą, warto odpuścić kontrolę i spojrzeć na problem z innej strony. Nie walczyć, nie wymuszać – tylko dać dziecku przestrzeń i oddech.

„Syn wrócił inny. Bardziej otwarty, radosny, ale też bardziej świadomy tego, co naprawdę ważne” – podsumowała Anita. A na koniec dodała: „A mojej teściowej? Powiem tylko jedno: dziękuję”. Bo czasem właśnie to konsekwencja i wsparcie z boku działają lepiej niż najdroższe terapie.


Masz podobną historię? Napisz do nas na: redakcja@mamotoja.pl – chętnie podzielimy się nią z innymi mamami. Bo każda z nas zasługuje na zrozumienie i wsparcie.

Reklama

Zobacz też: Rezydentka mówi o rodzicach-kukułkach na all inclusive. „Czegoś takiego nigdy nie widziałam”

Reklama
Reklama
Reklama