Syn zgubił na wakacjach wszystkie pieniądze. Wychowawczyni powiem jedno: „Dziękuję”
Co zrobić, gdy trzynastoletni syn zgubi całe kieszonkowe na koloniach? Dzwonić w panice? Przelewać pieniądze na już? A może… nic nie robić? Pani Kinga napisała do nas list, w którym dziękuje wychowawczyni swojego syna za spokój i rozsądek – i pokazuje, że wakacyjne potknięcia bywają najlepszą lekcją życia.

„Mamo, nie mam już ani złotówki”
Wiedziałam, że coś się wydarzy, bo przecież jak może być inaczej, kiedy wypuszcza się trzynastolatka z grupą rówieśników nad morze i daje mu do ręki własne kieszonkowe? To był jego pierwszy samodzielny obóz, pierwszy raz bez rodziny, bez cioci, bez mamy w tle.
Dostał 200 zł. Tyle, ile uzgodniliśmy – w gotówce, do portfela. Dla bezpieczeństwa ustaliliśmy też limit dzienny na jego koncie, żeby nie mógł w kilka minut wyczyścić wszystkiego, co ma. No i się zaczęło. Czwartego dnia – telefon.
„Mamo… nie mam już ani złotówki. I chyba zgubiłem portfel”.
Czytaj też: Dałam synowi na kolonie 500 zł kieszonkowego. Drugiego dnia usłyszałam w słuchawce płacz
Nie wpadaj w panikę. Naprawdę, nie wpadaj
Przyznam, że przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i pojechać po niego. Serce mi zamarło, jak to usłyszałam. Ale zanim zdążyłam zadać dziesięć pytań, usłyszałam spokojny głos pani wychowawczyni: „Pani Kingo, wszystko pod kontrolą. To się zdarza. Spokojnie, nikt tu nie głoduje, ma co pić i co jeść. Proszę się nie martwić, to dobra lekcja odpowiedzialności”.
I wiecie co? Miała rację. Dzięki temu, że nie zareagowała nerwowo, ja też nie zareagowałam nerwowo. Nie przelewałam od razu pieniędzy, nie robiłam dramatu. Zamiast tego zapytałam syna, co teraz zamierza zrobić. A on, po chwili milczenia, przyznał, że może spróbuje pożyczyć trochę od kolegi i obiecał, że będzie „bardziej ogarnięty”.
To nie koniec świata. To początek myślenia
Dziś już wiem, że ta sytuacja była mu potrzebna. Serio. Lepiej zgubić pieniądze jako trzynastolatek niż jako dorosły, stojąc w kolejce na stacji benzynowej z pustym bakiem. On zrozumiał, że pieniądze nie są magiczną maszynką, którą mama zasila bez końca. Że portfela trzeba pilnować, a planować trzeba nawet wydatki na gofry i magnesy.
A ja? Ja naprawdę chcę podziękować pani wychowawczyni. Za spokój, za zrozumienie, za to, że nie rozwiązała problemu za niego, tylko pozwoliła mu się z nim zmierzyć. Za to, że nie dzwoniła w panice i nie robiła dramatu. Bo dzięki temu wrócił do domu z jedną zgubą mniej – a z jedną bardzo cenną lekcją więcej.
Zobacz także: Żenująca scena na pożegnaniu przed koloniami. Rodzice narobili dzieciom wstydu