Reklama

Scena, której nie zapomnę

To miał być zwykły rodzinny obiad w pizzerii. W tle gwar rozmów, zapach pieczonego ciasta i radosny harmider dzieci. Syn i córka wciąż coś opowiadali, przekomarzali się, a ja próbowałam nadążyć z krojeniem im kawałków pizzy i odpowiadaniem na kolejne pytania. I wtedy zauważyłam ich – ojca z chłopcem, może pięcioletnim, kilka stolików dalej.

Reklama

Na pierwszy rzut oka wyglądało to zwyczajnie: dwójka ludzi przy stole, talerze, sztućce, oczekiwanie na jedzenie. Ale wystarczyło kilka minut, by poczuć w sercu ciężar. Mężczyzna ani razu nie podniósł wzroku znad telefonu. Przewijał coś, czytał, oglądał, jakby całego świata poza tym urządzeniem nie było. Chłopiec siedział naprzeciwko – wiercił się, rozglądał, próbował zwrócić na siebie uwagę. Bez skutku.

Gdy kelnerka przyniosła pizzę, ojciec odłożył telefon… tylko po to, by położyć go obok talerza i dalej zerkać. Ani jedno słowo, ani jeden uśmiech do synka. A dziecko jadło, bawiło się widelcem, zaczepiało. Pustka.

Widziałam, jak w pewnym momencie chłopiec poprosił ojca, by poszedł z nim do toalety. Ten wstał i poszedł − z oczami wciąż wlepionymi w ekran. To był tak smutny obraz samotności.

Dziecko, które uczy się bycia niewidzialnym

Wracałam do domu z ciężkim sercem. Cały czas myślałam o tym chłopcu. Zastanawiałam się, jak często czuje się w ten sposób – niewidzialny, niezauważany, zostawiony sam sobie. Ile razy próbuje rozmawiać w domu, ale zamiast odpowiedzi widzi tylko plecy dorosłego pochylonego nad ekranem.

Bo to nie była jednorazowa scena. Jestem pewna, że dla tego dziecka to codzienność. A najgorsze jest to, że ono się tego uczy – że bliskość można zastąpić powiadomieniami, że rozmowę przykrywa przewijanie wiadomości, że ono samo nie jest tak ważne jak zawartość telefonu. To lekcja samotności, która wchodzi w małe serce i zostaje tam na długo.

Patrzyłam na swoje dzieci, które w tym czasie zasypywały mnie pytaniami, śmiały się i kłóciły o ostatni kawałek pizzy. Byłam zmęczona, miałam w głowie setki spraw, ale ta scena przypomniała mi, że najważniejsze, co mogę im dać, to uwaga. Bo jeśli ja jej nie dam, świat na pewno im jej nie zapewni.

Telefon zamiast miłości – cichy dramat naszych czasów

Nie potępiam tego ojca. Sama wiem, jak łatwo wpaść w tę pułapkę. Ile razy zdarzało mi się przewijać wiadomości, podczas gdy moje dzieci coś do mnie mówiły. Ile razy obiecywałam sobie: „już odkładam, zaraz” – i mijało dziesięć minut, w których dla dziecka byłam jakby nieobecna.

Problem w tym, że te „chwile” zamieniają się w godziny, a godziny w styl życia. Dzieci dorastają, a my nawet nie zauważamy, kiedy przestają nas zaczepiać, prosić, opowiadać. Bo nauczą się, że nie ma sensu. I wtedy już nie trzeba telefonu, by oddzielić nas murem.

Scena w pizzerii była dla mnie bolesnym przypomnieniem, jak kruche jest dzieciństwo i jak łatwo je przeoczyć. Nie trzeba wielkich dramatów, krzyków ani przemocy, żeby zostawić w dziecku bliznę. Czasem wystarczy milczące siedzenie naprzeciwko dorosłego, który nie widzi, nie słyszy, nie reaguje.

Patrząc na tego chłopca, miałam ochotę wstać i go przytulić. Powiedzieć mu, że jest ważny, że zasługuje na rozmowę, uwagę, obecność. Ale byłam tylko obcą kobietą w restauracji. Mogę jednak zrobić coś innego – pisać o tym i przypominać, że każde spojrzenie oderwane od telefonu i skierowane w stronę dziecka jest małym prezentem, którego ono nigdy nie zapomni.


Podsumowanie

Ta scena nie daje mi spokoju, bo wiem, że nie dotyczy tylko jednego chłopca. Dotyczy całego pokolenia dzieci, które rosną w cieniu smartfonów, ucząc się, że są na drugim planie. A przecież dzieciństwo jest tak krótkie. Wystarczy kilka lat, żeby stracić szansę na zbudowanie więzi, które mają moc trzymać rodzinę razem przez całe życie.

Dlatego proszę sama siebie – i każdego, kto to czyta – odkładajmy telefon częściej. Patrzmy na dzieci, rozmawiajmy, śmiejmy się z ich żartów, nawet jeśli słyszeliśmy je już sto razy. Bo może właśnie w takich chwilach tworzymy coś, co jest ważniejsze niż wszystkie wiadomości tego świata.

Reklama

Zobacz też: 4 ciche sygnały, że dziecko dźwiga za dużo. Dopiero ostatni otwiera oczy rodzicom

Reklama
Reklama
Reklama