Reklama

Kiedy ogłosiłam uczniom, że naszą nową lekturą będzie „Dziewczynka z parku” Barbary Kosmowskiej, kilkoro dzieci zareagowało entuzjastycznie – już znały książkę. Wiedziały, że to piękna, choć smutna historia o dziewczynce, która straciła tatę. Jeszcze tego samego dnia zaczęły jednak przychodzić wiadomości od rodziców: „Ta książka jest za trudna emocjonalnie”, „Nie chcę, żeby moje dziecko czytało o śmierci”, „Czy nie można wybrać czegoś weselszego?”.

Reklama

Zaskoczyło mnie to, że nikt nie zapytał, dlaczego tę książkę wybrałam. Nie po to, by dzieci smucić, ale by nauczyć je rozmawiać o uczuciach. O tym, że czasem ktoś odchodzi, że pojawia się tęsknota, że żałoba to coś, z czym mierzy się każdy człowiek. Dzieci potrafią to zrozumieć – o ile dorośli im na to pozwolą.

Tymczasem coraz częściej widzę, że rodzice chcą wychować dziecko w świecie bez smutku, bez frustracji, bez tematów trudnych. Jakby chcieli zapakować je w przezroczystą bańkę, w której nie istnieje ani śmierć, ani porażka, ani cierpienie.

Pokolenie, które nie zna emocji

Pokolenie alfa dorasta w rzeczywistości, gdzie wszystko ma być łatwe, szybkie i przyjemne. Rodzice reagują, zanim dziecko zdąży się potknąć – a jeśli coś je zasmuci, natychmiast próbują to przykryć nową zabawką, wycieczką albo memem z kotem. Kiedy więc w szkole pojawia się książka, w której bohaterka płacze, przeżywa stratę i musi sobie z nią poradzić, rodzice są przerażeni.

Słyszę wtedy: „Po co o tym rozmawiać, dziecko jest jeszcze za małe”. Ale czy na emocje można być za małym? Dzieci w wieku ośmiu czy dziewięciu lat same doświadczają straty – dziadków, ukochanych zwierząt, czasem nawet rozwodu rodziców. „Dziewczynka z parku” daje im język, by o tym mówić. Nie uczy smutku, tylko uczy, że smutek jest częścią życia.

Właśnie tego boją się dorośli. Bo jeśli dziecko zacznie mówić o emocjach, może też zapytać o emocje swoich rodziców. A z tym wielu z nich sobie nie radzi.

dziewczyna czyta książkę przy stole
fot. AdobeStock/Dusan Petkovic

Nie dzieci są problemem, tylko my

Często słyszę, że współczesne dzieci są „trudne”, „rozpuszczone”, „nieodporne”. Ale im dłużej pracuję w szkole, tym bardziej widzę, że to nie dzieci są problemem – tylko dorośli. To my, dorośli, uczymy ich, że wszystko ma być miłe i bezpieczne, że nikt nie może ich urazić, że szkoła ma tylko bawić. A potem dziwimy się, że nie potrafią przyjąć krytyki, że płaczą, gdy coś nie idzie po ich myśli, że nie znają słowa „trudność”.

„Dziewczynka z parku” to piękna, mądra książka o emocjach, stracie i nadziei. Dzieci ją rozumieją – to dorośli nie potrafią. Jeśli dalej będziemy usuwać z ich świata wszystko, co wymaga refleksji, to wychowamy pokolenie, które nie zna własnych uczuć. Pokolenie, które nie będzie potrafiło poradzić sobie z życiem.

Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Reklama

Zobacz także: Koniec wycieczek szkolnych do kin i muzeów? Wszystko przez 1 decyzję MEN

Reklama
Reklama
Reklama