Tę 1 rzecz stracisz, gdy dziecko skończy 12 lat. „Gdy do mnie dotarło, natychmiast przytuliłam Zosię”
Nie da się zatrzymać czasu, ale można zatrzymać się w chwili. Gdy uświadomiłam sobie, co tracimy po dwunastych urodzinach dziecka, musiałam wziąć głęboki oddech.

Jeszcze niedawno byłam przekonana, że to, co najważniejsze, dopiero przed nami – nastoletnie rozmowy, wybory szkół, pierwsze zauroczenia. Ale potem przeczytałam pewien list, który przyszedł do naszej redakcji. Napisała go mama dwunastoletniej dziewczynki. Krótkie zdanie z tego listu utkwiło mi w głowie na dobre: „Zorientowałam się, że już za nami 75 procent wspólnego czasu, jaki spędzimy razem przez całe życie. I że to się już nie powtórzy. Wtedy przytuliłam swoją córkę mocniej niż zwykle”.
„Nie wiedziałam, że czas tak szybko ucieka”
Autorka listu opisała zwykły dzień – śniadanie w pośpiechu, Zosia zbiera się do szkoły, mama sprawdza maile na telefonie. Wydawałoby się: codzienność jak każda inna. Ale tego dnia zobaczyła w internecie wykres pokazujący, ile realnie czasu spędzamy z dziećmi w ciągu ich życia. Do 12. roku życia – to aż 75 procent. Po tym czasie rola rodzica zmienia się z obecnego uczestnika w obserwatora z boku. I choć więź nie znika, to intensywność – już tak.
„Zakręciło mi się w głowie. Przecież mam dopiero 38 lat, a już większość wspólnego czasu z moim dzieckiem za nami?” – pisała. „Pobiegłam do Zosi do pokoju i przytuliłam ją, choć zdziwiona zapytała: ‘Mamo, co się dzieje?’”.
Ten fragment mną wstrząsnął. Bo dokładnie to samo poczułam ja. I pewnie każda mama, która zrozumie, że dzieciństwo jest krótkim sezonem, który przemija, zanim zdążymy to zauważyć.
Wspólna obecność ważniejsza niż perfekcja
Jako rodzice mamy naturalną tendencję do myślenia, że musimy wszystko „ogarnąć”: dom, pracę, szkołę, zajęcia dodatkowe. A potem jeszcze zorganizować idealne wakacje, obiad z warzywami, kupić najlepsze buty do WF-u. Tymczasem dzieci pamiętają zupełnie co innego.
Nie przypominam sobie, żeby moje dzieci wspomniały kiedyś perfekcyjnie ugotowany rosół. Ale często wracają do tego, jak leżeliśmy razem pod kocem i oglądaliśmy stare bajki z mojego dzieciństwa. Jak zbudowaliśmy domek z koców w salonie i udawaliśmy, że jesteśmy na bezludnej wyspie. Albo wspólne wakacje, jazdę na nartach i śmieszne sytuacje z podróży.
I właśnie to zrozumienie zmienia perspektywę. Obecność, nie perfekcja. Czas razem, nie ocena z dyktanda. Wspólny śmiech przy robieniu naleśników, nie kurz na półce. Tego nasze dzieci będą się trzymać, gdy staną się dorosłymi.
Są małe tylko raz. I to teraz jest czas
Zastanów się, ile razy w ciągu dnia mówisz: „zaraz”, „później”, „nie teraz”. Sama się łapię, że zbyt często odpowiadam właśnie tak. Ale przecież „później” może już nie nadejść. Może to właśnie ten moment, kiedy dziecko potrzebuje, żeby spojrzeć mu w oczy, posłuchać bez zerkania w telefon.
Kiedy dzieci były mała, byłam przekonana, że zawsze będą mnie potrzebować tak samo. Ale już teraz widzę, że coraz częściej zamykają drzwi, chcą być same, dzwonią do koleżanki czy kolegi, nie do mnie. I to jest naturalne. Tak ma być. Ale tym bardziej każda wspólna chwila staje się bezcenna.
Zbyt często gonimy za czymś: za lepszą pracą, większym mieszkaniem, wakacjami idealnymi na Instagramie. Tymczasem największe bogactwo mamy tu i teraz. W małych rączkach, które jeszcze chcą trzymać nas za rękę. W spojrzeniu, które jeszcze nas szuka. W wieczorach, które spędzamy razem, zanim dzieci wybiorą towarzystwo przyjaciół.
Dzieci są małe tylko raz. I my też jesteśmy rodzicami tych małych dzieci tylko raz. Nie przegapmy tego czasu. On nie wróci. Ale może zostawić w sercu ślad – pełen czułości, wspólnoty i bliskości.
Jeśli wasze dziecko ma mniej niż 12 lat, wykorzystajcie to. Jeśli już więcej – to wciąż jest czas na bliskość, ale innego rodzaju. Nigdy nie jest za późno, żeby przytulić. Nawet jeśli usłyszymy: „Mamo, daj spokój”.
Zobacz też: Te 3 zdania działają na dziecko jak kotwica. Mówię je, gdy wszyscy na nas patrzą