Te sceny z Helu nie dają mi spokoju. Tak mamusiowie i tatusiowie niszczą polskie plaże
„Wróciłam z Helu i mam dość” – tak zaczyna swój list rozżalona mama, która nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła na plaży. „Rodzice jakby zapomnieli, że dzieci patrzą i się uczą. A potem płacz, że nie szanują niczego” – pisze. I trudno się z nią nie zgodzić.

Do naszej redakcji przyszedł list, a raczej protest. Miała być rodzinna sielanka nad morzem. Parawan, dmuchany flaming, dzieci z łopatkami, a wieczorem gofry z cukrem pudrem. Ale zamiast wakacyjnego relaksu Ewelina zobaczyła sceny, które – jak sama pisze – „zostaną jej w głowie na długo”.
Nie chodzi o pogodę, nie o ceny. Chodzi o to, jak my, rodzice, zachowujemy się na polskich plażach.
Bo Hel w jej opisie to nie raj, tylko… jedna wielka toaleta.
„Wysadzanie dzieci na plaży” to już norma? Te sceny z Helu szokują
Miałam w tym roku nie narzekać. Pojechaliśmy nad morze – z dobrym nastawieniem, z wiaderkami, klapeczkami, parawanem i naszą ekipą. Hel. Raj na ziemi. Tak miało być. A potem przyszła rzeczywistość.
Oczywiście trzeba było uciekać z plaży przed ulewami, ale nie to nas zabolało. Do kapryśnej pogody jesteśmy przyzwyczajeni. Problemem byli… inni rodzice. A konkretnie – ich szalone pomysły na „wysadzanie dzieci” wszędzie, gdzie popadnie.
Nie wiem, kiedy to się stało normą, ale z roku na rok widzę coraz więcej mam i tatusiów, którzy bez żadnych zahamowań wysadzają dzieci na wydmach, w lesie przy zejściu na plażę albo – o zgrozo – na piasku, tuż obok innych plażowiczów. Potem lekko przysypują i „po sprawie”.
Rodzice bez zahamowań: dzieci załatwiają się wszędzie. A potem się w tym bawią…
Przyznam szczerze – nie jestem ortodoksem. Sama jestem mamą. Wiem, że dzieci mają swoje potrzeby i czasem po prostu nie zdążą. Ale tu nie chodzi o wypadek. Tu chodzi o system. „Chodź, idziemy do wejścia, zrobisz siku”, „Tylko szybko, nikt nie widzi” – słyszałam to więcej niż raz.
Czy naprawdę nie możemy w XXI wieku pójść z dzieckiem do toalety? Albo przynieść ze sobą nocnik i potem wyrzucić zawartość w odpowiednie miejsce? Przecież to trwa chwilę. Czy naprawdę chcemy, żeby nasze dzieci bawiły się w piasku, w którym pięć minut wcześniej ktoś się załatwił?
I nie chodzi tylko o higienę. Chodzi o coś więcej: o szacunek do przestrzeni wspólnej, do innych ludzi, do przyrody. Bo te wydmy, w których teraz „na szybko” wysadzamy dzieci, to obszary chronione. Bo ten las obok plaży to nie toi-toi. I choć może trudno to zrozumieć, piasek wokół też nie jest dobrym miejscem na szybkie siku.
Rodzice, opamiętajcie się. Plaża to nie publiczna toaleta
Może szkoda im dwóch złotych na publiczną toaletę. Może się brzydzą. Może myślą, że „przecież to tylko dziecko”. Ale jeśli boisz się bakterii w toalecie, to weź małą buteleczkę z płynem do dezynfekcji. Ja mam taką w każdej torebce.
Bo jeśli nie uczymy dzieci kultury właśnie w takich momentach, to kiedy? Może, zamiast wszystko usprawiedliwiać „wygodą”, zacznijmy tłumaczyć, że siku w lesie to ostateczność, a nie stały punkt dnia.
A sikanie do morza? Naprawdę chciałam o tym nie pisać. Udawać, że to już przeszłość. Ale chyba będę musiała wrócić z kolejnym listem… Mam tylko nadzieję, że nikt już tak nie robi. Naprawdę mam.
Z serdecznym pozdrowieniem (i wielką miłością do morza),
Ewelina
Zobacz też: